Bielan i Kamiński są najważniejsi w Prawie i Sprawiedliwości zaraz po prezesie Jarosławie Kaczyńskim - twierdzi były premier. Opowiada, że wcześniej PiS było partią pełną otwartych dyskusji.
"W PiS zawsze podejmowało się decyzje podczas obrad komitetu politycznego. Dochodziło do burzliwych dyskusji, czasem nawet do ostrych kłótni. Ale cały czas był twórczy ferment. I to nie była dyskusja pomiędzy Kaczyńskim a Przemysławem Gosiewskim, Markiem Kuchcińskim, Jolantą Szczypińską. Tylko pomiędzy prezesem a nami, zażarcie uczestniczyli w niej Ludwik Dorn, Kazimierz Ujazdowski, Marek Jurek i Jerzy Polaczek" - wspomina Kazimierz Marcinkiewicz.
Były szef rządu opowiada, że w pewnym momencie Jarosław Kaczyński zmienił sposób zarządzania partią.
"To była metoda, w której dwóch moich przyjaciół (choć jak dowiedziałem się z gazety, jeden z nich uważa się już za byłego mojego przyjaciela), czyli Adam Bielan i Michał Kamiński, ma stały dostęp do prezesa Kaczyńskiego. I to oni prowadzą dyskusje polityczne, ustalają strategię partii i wpływają na decyzje. A choć nie ponoszą odpowiedzialności, bo nie ma ich w komitecie politycznym, to są najważniejszymi po prezesie osobami w partii".
Pytany, czy "zakon PC" przejął władzę w PiS, Marcinkiewicz odpowiada: "Tak. Zakon, do którego przystąpili także inni, którzy wcześniej nie należeli do PC. Zwróćmy uwagę na miniony kongres. Kaczyńskiego poparło 85 procent delegatów. Nie było więc niespodzianek. Choć może niespodzianką było wystąpienie prezesa, jak zwykle bardzo dobre, ale ponownie niezawierające odpowiedzi ani na wewnętrzne problemy PiS, ani na problemy Polski".
Kazimierz Marcinkiewicz nie wyklucza, że odrodzi sięPrzymierze Prawicy - ugrupowanie, z którego on sam się wywodzi. Należeli do niego również między innymi Kazimierz Ujazdowski i Jerzy Polaczek. "Jeśli nadal polityka PiS będzie tak wyglądała jak teraz, to bardzo możliwe, że nie będzie innego wyjścia" - deklaruje były premier.