Nagranie udowadniało, że Lepper kłamał, twierdząc, iż Ziobro ostrzegł go przed akcją CBA w resorcie rolnictwa. Prokuratura ma ponoć dwa nośniki - płytę z nagraniem rozmowy oraz twardy dysk z dyktafonu. Okazało się - jak twierdzi RMF - że oba źródła różnią się.

Reklama

"Nagranie rozmowy pomiędzy Zbigniewem Ziobrą a Andrzejem Lepperem na nośniku przedstawionym w prokuraturze przez Zbigniewa Ziobrę jest najprawdopodobniej nieoryginalne" - mówi Katarzyna Szeska z warszawskiej prokuratury okręgowej.

Według RMF, plik z dyktafonu przegrywał Jerzy Engelking, ówczesny zastępca prokuratora generalnego i bliski współpracownik Ziobry. Prokuratorzy wciąż szukają oryginalnego nagrania rozmowy. Sprawdzają również wersję, według której plik nie pochodzi z dyktafonu Ziobry, a z podsłuchu założonego przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

"Nie może być tak, że prokuratura rozgłasza nieprawdziwe informacje" - odpowiada Ziobro w rozmowie z dziennikiem.pl i zapowiada pozew do sądu. Były minister sprawiedliwości dodaje, że zapozna się dokładnie z tym, co przekazują na ten temat media i nie wyklucza, że w sądzie spotka się także z dziennikarzami.

"Nagranie jest autentyczne. Była w tej sprawie nawet opinia ABW, która jasno stwierdzała, że na taśmie nie ma żadnej manipulacji" - tłumaczy Zbigniew Ziobro.

"To działanie czysto polityczne na zlecenie ministra Ćwiąkalskiego i premiera Tuska" - mówi dziennikowi.pl Ziobro i dodaje, że wykonują to ci prokuratorzy, którzy uczestniczyli w "buncie" (chodzi o grupę warszawskich prokuratorów, którzy wypowiedzieli posłuszeństwo szefowej,protegowanej Ziobry) i teraz chcą się podlizać nowej władzy.

Sprawa nagrania z dyktafonu Ziobry pojawiła się po tym, gdy Andrzej Lepper ogłosił, że o antykorupcyjnej akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa ostrzegł go w sierpniu ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Ten ostatni zapewnił, że to nieprawda, a na dowód pokazał dyktafon, którym - jak mówił - nagrał rozmowę z Lepperem.