Właściciel Prokomu Ryszard Krauze był związany z otoczeniem prezydenta i kluczowymi gremiami Prawa i Sprawiedliwości. Dzisiaj Jarosław Kaczyński zarzeka się w rozmowie z "Newsweekiem": "Ja akurat w sprawie Krauzego nic publicznie nie powiedziałem, a niepublicznie wydawałem zalecenia bardzo proste: starać się, żeby ekspansja jego imperium była hamowana."
Kaczyński przyznaje zarazem, że jego brat się pomylił. "Pomyłka zdarzyła się prezydentowi, bo Krauze zgłosił się do niego prosząc o zgodę na inwestycje paliwowe w Kazachstanie, co wpisywało się w naszą politykę" - tłumaczy niewygodną wpadkę.
Ryszard Krauze to nie jedyny ideologiczny wróg byłego premiera. Gajowy PiS zdradził "Newsweekowi", że w pierwszym szeregu stoją właściciele prywatnych telewizji: Mariusz Walter i Jan Wejchert z TVN, Zygmunt Solorz z Polsatu, o których mówi "To nie są postaci z albumu chwały ".
"Jest też <Gazeta Wyborcza> i jej imperium" - wymienia dalej Jarosław Kaczyński. "Był taki czas, gdy w kierownictwie <Wyborczej> były niemal wyłącznie osoby mające rodziców w Komunistycznej Partii Polski" - wspomina.
Oberwało się też "niemieckim mediom". "Sfera wpływów niemieckich w polskich mediach to jest coś, o co pytają nawet dyplomaci. Zazdroszczę Hiszpanom, że tam Axel Springer musiał zamknąć swoją gazetę" - mówi premier w wywiadzie dla "Newsweeka", również wydawanego przez koncern Axel Springer .
Dziennikarze magazynu zapytali, jak zdaniem premiera niemieccy właściciele wpływają na to, co polscy dziennikarze publikują w "Newsweeku". "Te mechanizmy czasem są subtelne, a czasem są prymitywne. Nie wiem, jak to wygląda u was. Trzeba pamiętać, że kapitał ma ojczyznę. W tym przypadku ojczyzną są Niemcy, którym odpowiada tylko grzeczna, na wszystko się zgadzająca Polska" - odparł z rozbrajającą szczerością premier.