Prezes PiS, pytany o stabilność obozu Zjednoczonej Prawicy po kryzysie sprzed kilku tygodni, podkreślił, że jest optymistą. - Nie powiem, że Zjednoczona Prawica na 100 proc. dotrwa do końca kadencji, bo w polityce nic nie jest na 100 proc. Ale jestem dobrej myśli, naprawdę dobrej. Oczywiście nie wykluczam, iż jakieś spięcia między nami będą. Wszystko jest dynamiczne, tym bardziej iż PiS jest dziś na etapie pewnych zmian - bez wątpienia wywołają one emocje, ale w moim najgłębszym przekonaniu są konieczne, byśmy mogli utrzymać władzę po 2023 r. - powiedział.
Kaczyński mówił także o Komitecie do spraw Bezpieczeństwa i Obronności, którego pracami będzie kierował. Jak zaznaczył, podobne instytucje funkcjonują m.in. w Wielkiej Brytanii oraz Stanach Zjednoczonych i "dochodziły do wniosku, że coraz więcej zagrożeń wymaga skoordynowanego uruchomienia zasobów pozostających w dyspozycji różnych ministerstw". - Na pewno uruchomię mechanizm koordynacji działań w obszarach, które dotyczą szeroko rozumianego bezpieczeństwa kraju. Doświadczenia ostatnich dekad pokazują, iż coraz rzadziej kwestie bezpieczeństwa państwa są domeną działania jednego resortu - zwrócił uwagę wicepremier.
Na uwagę, że przed Polską bardzo poważna batalia, z tymi, którzy w ramach UE chcą narzucić nam swoje wartości, wicepremier odpowiedział, że "mamy do czynienia z próbą odebrania nam suwerenności, nawet w sferze kultury". - Dziś instytucje UE, jej przeróżni urzędnicy, jacyś politycy, których Polacy nigdy nigdzie nie wybierali, żądają od nas, byśmy zweryfikowali całą naszą kulturę, odrzucili wszystko, co dla nas arcyważne, bo im się tak podoba. Przecież żadnego innego uzasadnienia nie ma. Nie ma śladu uzasadnienia traktatowego, jest to sprzeczne z naszą deklaracją o suwerenności kulturowej podjętej przez Sejm przed wejściem do UE. Na takie działania nie będzie zgody - oświadczył lider PiS.
Kaczyński przyznał, że nie dopuszcza takiego scenariusza, by wszedł w życie mechanizm blokowania wypłat funduszy państwom, których kultura czy tradycja nie podoba się elitom rządzącym Wspólnotą. - Polacy decydując się na wejście do UE, nie zgadzali się na bycie czyjąkolwiek kolonią, a przecież takie podporządkowanie uczyniłoby z nas i innych właśnie kolonię tzw. najbardziej wpływowych unijnych graczy. Jeśli Wspólnota ma być silna i powiększać swe wpływy, to musi pozostać wspólnotą ojczyzn. A nie terytorium, na którym ktoś chce poprzez szantaż i nieuczciwe działania wprowadzać mechanizmy znane z państw totalitarnych. Na uczynienie z Polski kolonii zgody nigdy nie było i nie będzie - zaznaczył wicepremier.