Na konferencji prasowej po szczycie premier zapowiedział, że po powrocie do kraju będzie przekonywał wszystkich, żeby z pomocą Trybunału Konstytucyjnego znaleźć precyzyjną wykładnię dotyczącą kompetencji najważniejszych organów władzy wykonawczej w Polsce. Sam jednak zastrzegł, że "być może będzie to wymagało ustawy precyzującej rolę premiera i szefa MSZ, jeśli chodzi o Radę Europejską". I podkreślił, że chce to przeprowadzić w porozumieniu z prezydentem.

Reklama

Ma jednak małe szanse na znalezienie w Pałacu Prezydenckim poparcia dla tych planów. "To ja decyduję, kiedy jadę na szczyt, a kiedy nie" - powiedział po powrocie z Brukseli Lech Kaczyński. Dał też do zrozumienia, że nie przewiduje konieczności tworzenia żadnych nowych przepisów, ani doprecyzowania istniejących.

A to oznacza, że już w grudniu może nas czekać powtórka obecnych wydarzeń. Bo wicepremier Grzegorz Schetyna zapowiedział wczoraj, że "rząd będzie dalej konsekwentnie potwierdzać to, że delegacja będzie rządowa i prowadzona przez premiera". Tusk wyraził nadzieję, że różnica będzie polegać na tym, że następnym razem odbędzie się to "i skutecznie, i ładnie".

Rząd liczy jednak, że sprawę rozwiąże wniosek do Trybunału. Rządowe Centrum Legislacji już tylko szlifuje ten dokument. Premier ma podjąć decyzję o jego przesłaniu do TK na początku przyszłego tygodnia. Założenie jest takie: rząd nie będzie pytał Trybunału, kto powinien znaleźć się w delegacji, i co wynika w tej sprawie z konstytucji. Pytanie będzie prostsze: kto wyznacza skład delegacji. "Z tego można wywieść, że jeśli ustalą ją premier, to także on odpowiada za stanowisko, jakie prezentuje delegacja" - mówi Berek.

Rząd wiąże z tym wnioskiem duże nadzieje. "Wydaje mi się, że wniosek do Trybunału doraźnie może tę sprawę wyjaśnić, ale w perspektywie musi być doprecyzowanie zapisu konstytucyjnego" - przyznał wczoraj w radiu TOK FM wicepremier Grzegorz Schetyna. A co jeśli sędziowie w ogóle nie będa chcieli wydać orzeczenia?

Schetyna mówi o zmianie konstytucji. Ale sam przyznaje, że w tej kadencji to nierealne. "Nie ma sensu zgłaszać propozycji, których się nie potrafi wykonać" - wtórował mu w radiu RMF marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Dlatego za wnioskiem do Trybunału pójdzie projekt nowelizacji ustawy kompetencyjnej z 2004 r. Tutaj PO ma silnego sojusznika. Wczoraj klub Lewicy zaapelował do marszałka o przyspieszenie prac nad tym projektem. "Można byłoby tam zapisać regulacje dotyczące przygotowywania i prezentacji polskiego stanowiska na szczytach Unii" - mówi Jerzy Szmajdziński z SLD.

Politycy PO zacierają ręce, bo to oznacza, że nawet jeśli prezydent zawetuje taką ustawę, zdołają uchwalić ją ponownie. Tyle że to nie uspokoi sytuacji między prezydentem a rządem. Wczoraj wicepremier Schetyna w TVN24 nazwał działania Lecha Kaczyńskiego "poważnym zamachem stanu". Powiedział, że bracia Kaczyńscy zmienili obyczaj konstytucyjny praktykowany od 14 lat.