MARCIN GRACZYK: Mamy do czynienia z kolejną wojną między Pałacem Prezydenckim a MSZ?
PAWEŁ GRAŚ*: Absolutnie byśmy chcieli uniknąć wszelkich wojen. Polska polityka zagraniczna, szczególnie dotycząca nominacji ambasadorskich, powinna być prowadzona wspólnie z prezydentem. Rzeczywiście z informacji, które docierają z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, cały czas około sto dokumentów czeka na podpis Lecha Kaczyńskiego. Teraz to od pana prezydenta zależy, czy ambasadorzy będą mogli działać.
Piotr Kownacki mówi, że kraje na których szczególnie zależy polskiej dyplomacji, to: Belize, Gwatemala, Kostaryka i Salwador.
Publiczne wypowiadanie przez urzędnika państwowego takich słów to dyskredytowanie takiego czy innego kraju. Niezależnie od tego, jak jest duży i gdzie jest położony, współpracownik prezydenta nie powinien ich używać w tym kontekście.
Brak podpisów to realny problem dla rządu?
Przecież to oczywiste, że jeśli minister spraw zagranicznych zwraca się do prezydenta z dokumentem, to znaczy, że jest to część polskiej polityki zagranicznej. Nie widzimy powodów, dla których prezydent blokuje takie decyzje.
Może dlatego, że jak mówi minister Kownacki, są one mało ważne i mogą poczekać.
Jeśli są tak mało ważne, to nad czym prezydent tak długo się zastanawia?
Otoczenie Lecha Kaczyńskiego mówi, że to wy jesteście winni. Złamaliście tradycję, według której kandydatury na ambasadorów były uzgadniane wcześniej z prezydentem. Tak było nieprzerwanie od 2001 r. aż do teraz. Teraz powinniście czekać, aż prezydent dobrze się zastanowi kogo nominować, a kogo nie.
Te wnioski jakiś czas już tam leżą, nie chodzi zresztą tylko o nominacje, ale także i inne dokumenty, które wymagają podpisu pana prezydenta. Po za tym był taki czas, kiedy nominacje nie budziły jakiś większych wątpliwości pana prezydenta i wszystko to przechodziło bardzo płynnie. Nie za bardzo wiemy, o co chodzi tym razem. Ze strony rządu na pewno nie ma żadnej woli wywoływania jakiegoś konfliktu na tym tle.
Może chodzi o to, że rząd nie zgodził się na nominację dla Anny Fotygi na ambasadora przy ONZ i prezydent się obraził?
Absolutnie nie wierzę, by panem prezydentem kierowały takie motywy. Dwa tak poważne organy państwa jak prezydent i rząd na pewno chcą wspólnie tę sprawę doprowadzić do szczęśliwego końca. Najważniejsze, żeby nasi ambasadorowie jak najszybciej mogli zacząć prace.
p
*Paweł Graś, rzecznik rządu