Sam Włodzimierz Cimoszewicz zachowuje dyplomatyczną dyskrecję oceniając, czy wniosek polskiej delegacji o zawieszenie głosu delegacji rosyjskiej mocno mu zaszkodzi. "Trudno mi oceniać. Nie znam powodów, dla których polscy delegaci, w tym PO, podpisali ten list. Może to wynik jakiegoś nieporozumienia" - mówi "Gazecie Wyborczej" były premier.
Sam wniosek w sprawie Rosji nie był polskiego autorstwa. Przygotowała go delegacja Gruzji, a pod dokumentem podpisało się około 70 członków Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Cimoszewicz krytykuje tę akcję. "Nie popieram inicjatywy, aby delegatom jakiegokolwiek państwa zawieszać prawo głosu, bo Zgromadzenie Parlamentarne to forum dyskusji. To tak, jakby z naszego parlamentu wykluczać opozycję" - mowi Włodzimierz Cimoszewicz.
Wniosek w sprawie Rosji ma małe szanse na przyjęcie, ale już rozzłościł Moskwę. Dlatego może ona zagłosować przeciw polskiemu kandydatowi. Konkurentem Cimoszewicza do fotela szefa Rady Europy jest Norweg Thorbjorn Jagland. Nie wiadomo wciąż też, czy trzeci kandydat - Belg Luc van den Brande - już się poddał.
Rada Europy zajmuje się ochroną praw człowieka, przestrzeganiem demokracji i propagowaniem wymiany kulturalnej. Głosowanie nad kandydatami na sekretarza generalnego zaplanowano na sesji 29 września - 2 października.