Gdy zastępca prokuratora generalnego Jerzy Engelking i były prokurator krajowy Dariusz Barski pokazywali dziennikarzom, w jaki sposób były szef MSWiA przechadzał się po hotelu Marriott, obaj nie wiedzieli, że będą mieli z tego powodu kłopoty. Prokuratura w Rzeszowie twierdzi, że przez ujawnienie tajemnic związanych ze sposobem śledzenia szefa MSWiA, cała afera z przeciekiem nie miała takiego finału, jakiego chcieli śledczy.

>>>Afera przeciekowa. CBA ma nowe dowody

Wykazywanie na telebimie, że minister Janusz Kaczmarek miał spotkać się w hotelu Marriott z biznesmenem Ryszardem Krauze i ujawnienie podejrzeń o tym, że to biznesmen mógł ostrzec wicepremiera Andrzeja Leppera przed zasadzką CBA, było - według prokuratury w Rzeszowie - błędem, a być może nawet przestępstwem.

Radio ZET dotarło do planów śledztwa sporządzonego przez zastępcę prokuratora okręgowego Rzeszowie. Jan Łyszczek rozważa ponoć postawienie Engelkingowi i Barskiemu zarzutów z art. 231 KK. to znaczy przekroczenie uprawnień lub nie dopełnienie obowiązków. Ale nie tylko im. Prokurator chce też "dopaść" szefowa warszawskich prokuratorów Elżbietę Janicką, która wydała zgodę na konferencję prasową, a dziś kluczy w zeznaniach.

Konferencję prasową urządzono zanim warszawscy prokuratorzy skończyli pracę. Nie zdążyli zatrzymać biznesmena Ryszarda Krauze, który miał być jednym z najważniejszych bohaterów przecieku. Nie przeprowadzono konfrontacji kluczowych świadków, byłego szefa Policji Konrada Kornatowskiego z prezesem PZU Jaromirem Netzlem.

Afera gruntowa wybuchła latem 2007 roku, gdy rządziła jeszcze koalicja PiS-Samoobrona-LPR. Zaraz po aferze wicepremier i minister rolnictwa stracił stanowiska, a jego partia - Samoobrona - przestała być koalicjantem PiS, co doprowadziło do wcześniejszych wyborów parlamentarnych.









Reklama