Dalajlama zastrzegł w wywiadzie, że liczba zabitych nie jest potwierdzona. Ale powołując się na wiarygodnych świadków, twierdzi, że od marca, kiedy to Chiny stłumiły protesty w Tybecie, w samym rejonie stolicy - Lhasy - zginęło już 400 osób.

Reklama

"Zabiły ich kule, choć protestujący byli bezbronni. Ich ciał nigdy nie oddano rodzinom" - mówi dziennikowi Dalajlama, który na 12 dni przyjechał do Francji.