Cho Seung Hui - 23-letni Koreańczyk-morderca, ział do kolegów nienawiścią. Tak wynika z listu pożegnalnego, który morderca zostawił w swoim pokoju w akademiku. Potem zabrał karabin, strzelbę, dwa pistolety i ruszył zabijać.

Koreańczyk w swoich ostatnich zapiskach atakuje "bogate dzieciaki", pisze o nich: "kłamliwe szarlatany". I kwituje: "to przez was to zrobiłem". List jest długi i chaotyczny - podała telewizja ABC.

"To był najgorszy dzień przemocy na uniwersytecie w amerykańskiej historii. Dla wielu z was najgorszy dzień w waszym życiu" - przemawiał do studentów i bliskich ofiar George Bush. Dziesięciotysięczny stadion, na którym spotkał się z ludźmi był wypchany po brzegi. "Ci, których życie odebrano niczym na to nie zasłużyli. Po prostu byli w złym miejscu o złym czasie" - dodał prezydent USA.

Jak opowiadają jego koledzy i sąsiedzi, Koreańczyk już wcześniej zachowywał się dziwnie. Raz próbował podpalić akademik, innym razem przyłapano go na tym, że śledzi kobiety - podaje dziennik "Chicago Tribune", który powołuje się źródła w policji. Mundurowi podejrzewają, że student brał leki przeciwdepresyjne.

Koreańczyk był bardzo zamknięty w sobie. Potwierdzają to osoby z jego otoczenia. "Bardzo spokojny i zawsze sam. Często grał w koszykówkę i nie odpowiadał na dzień dobry" - opowiada sąsiad jego rodziny, Abdul Shash.

"Był samotnikiem i mieliśmy duże trudności ze zdobyciem jakichkolwiek informacji na jego temat" - przyznaje rzecznik uczelni Larry Hincker.