Ten cud wydarzył się niedaleko miejscowości Luczenec na Słowacji w pobliżu granicy z Węgrami. Choć spadochroniarz pewnie myślał, że to jego ostatnie chwile, to jednak żyje. W szpitalu poleży długo, bo ma połamane m.in. żebra i miednicę, ma też sporo urazów wewnętrznych.

"Był w szoku, ale powiedział nam, że pamięta swój skok" - mówi lekarz, który śmigłowcem odtransportował spadochroniarza do szpitala. 33-latek skakał po raz pierwszy. Ten fatalny skok obserowała jego żona.

Reklama