Do eksplozji dwóch rurociągów doszło w ubiegły piątek podczas wyładowywania ropy z libijskiego tankowca. Potężny pożar, do którego doszło po wybuchu gaszono przez ponad 15 godzin. Według władz do Morza Żółtego przedostało się 1500 ton ropy. Plama u północno-wschodnich wybrzeży kraju jest uważana za największą w historii Chin.
"Używam małych drewnianych deseczek, by zebrać ropę do plastikowych worków na śmieci - relacjonuje jeden z pracowników nadmorskiego kurortu w Dalian. - Niektórzy z moich kolegów korzystają z pałeczek (...) to działa, bo ropa jest dość lepka. Czasami po prostu gołymi rękoma, by zebrać piasek pokryty ropą".
"Korzystamy z gumowych rękawic, łopatek, pałeczek i domowej roboty zgarniaczy" - mówi z kolei przedstawicielka firmy turystycznej i dodaje, że ropa zaczęła być wyrzucana na plaże w poniedziałek i niemal wszyscy pracownicy jej firmy sprzątają ją teraz.
Do tej pory walka z plamą ropy kosztowała życie jednego ze strażaków, który utonął w czwartek. Do akcji oczyszczania zgłosiły się setki cywilów, jednak utrudnia ją brak sprzętu.
Według właściciela rurociągu, China National Petroleum Corp., z uszkodzonych rur ropa już nie wycieka, jednak port Dalian pozostaje zamknięty. Robotnicy rozkładają na powierzchni plamy słomiane maty, ale ropa wciąż się rozprzestrzenia. Aktywiści z Greenpeace znaleźli jej ślady w zatokach w promieniu 10 km od Dalian, a nawet w Złotej Zatoce oddalonej o około 30 km.