Komercyjna rozgłośnia powołuje się na dane krajowej służby do walki z przestępczością zorganizowaną, przedstawione na seminarium poświęconym zapobieżeniu przemytowi antyków.
Policja, prokuratura i ministerstwo kultury od dawna wiedzą o pladze nielegalnego poszukiwania skarbów. Dla archeologów bułgarskich stało się codziennością, że przybywają na obrabowane już przez gangi tereny wykopalisk. Zdarza się również, że nielegalni poszukiwacze wyprzedzają w nocy archeologów, którzy nierozważnie poinformowali o swoich sukcesach, nie zabezpieczywszy miejsca poszukiwań. W ostatnich latach archeolodzy pracują niemal w tajemnicy, a o odkryciach informują dopiero po wywiezieniu ich do muzeów.
Według szefa wydziału do walki z przemytem pomników kultury Wołodi Wełkowa kilkaset gangów, które pracują na konkretne zlecenia klientów, dysponuje najnowocześniejszą techniką, w tym radarami 3D wartości 50 tys. dolarów. Każdy gang ma szefa, który jest jedyną osobą kontaktującą się z wyższą strukturą w hierarchii przestępczej. Od dealerów, zapewniających rynek dla skarbów za granicą, poszukiwaczy dzieli kilka poziomów.
Policja bułgarska dysponuje danymi o pięciu dużych dealerach w Stanach Zjednoczonych, dwóch w Monachium i po jednym w Paryżu, Londynie i Zurychu. Problemem jest przemyt nie tylko skarbów archeologicznych, lecz także rzadkich ikon i obrazów. Muzea na prowincji zwykle są źle zabezpieczone i zaledwie 10 proc. ich zbiorów jest sfotografowanych i dokumentowanych, co utrudnia odzyskanie skradzionych dzieł sztuki.
Zapobieżeniu gromadzeniu nielegalnych kolekcji miała służyć ustawa o obowiązkowej legalizacji prywatnych zbiorów, przyjęta na początku 2009 r. Niezarejestrowane kolekcje miały być konfiskowane, a ich właścicielom groziła kara pozbawienia wolności do 4 lat. Termin rejestracji prywatnych zbiorów przedłużano jednak dwukrotnie, a obecnie rozważa się kolejne jego przesunięcie. Dotychczas zarejestrowano tylko 200 prywatnych kolekcji.