Gazeta dotarła do Polaka, który w latach 1979-1984 był pan kucharzem Muammara Kaddafiego. Do Libii trafił przez Francję, gdzie pracował w swoim zawodzie, który zdobył w naszej szkole gastronomicznej.
Miał do dyspozycji najnowocześniejszy sprzęt kuchenny. Wszystkie potrawy, talerze, sztućce, kieliszki, a nawet serwetki musiały być przed podaniem dokładnie sprawdzone przez ochronę.
Przygotowywał głównie potrawy z wołowiny i drobiu. "Moją specjalnością są steki cielęce: najpierw gotowane w zalewie z ziół i czerwonego wina, a potem smażone. Podawane z truflami lub warzywami. W Libii nauczyłem się przygotowywać identyczną metodą steki baranie, ale nie smakują tak wybornie, jak te cielęce" - opowiada kucharz.
A do tego w czasie zabaw na porządku dziennym był szampan sprowadzany prosto z Francji, słodycze z Belgii, wina z Włoch oraz Niemiec, i ponoć narkotyki z Kolumbii.
Nigdy nie rozmawiał z przywódcą. Ale zdradza, że jest on strzeżony przez kilkadziesiąt umundurowanych kobiet, którym ponoć ufa bezgranicznie. Wszystkie są doskonale wyszkolone w sztukach walki, strzelaniu i ochronie.
O pracy dla Kaddafiego i o tym, dlaczego z niej zrezygnował, opowiada w dzienniku "Metro" 65-letni Polak, prowadzący dziś knajpkę pod Paryżem.