Przewodnicząca niemieckiego Związku Wypędzonych (BdV) Erika Steinbach, która w niedzielę udaje się do Polski, przyznała w wywiadzie dla tygodnika "Welt am Sonntag", iż podziwia Polaków za ich wiarę w siebie i poczucie tożsamości narodowej.

Reklama

"Chodzi o zdanie: 'Jeszcze Polska nie zginęła'. Głęboko podziwiam to, że naród ten, w czasie stuleci podziału, nawet podczas okupacji i okupacyjnej władzy narodowych socjalistów oraz pod panowaniem komunistycznym, nie porzucił wiary w siebie i w swoją narodową tożsamość. Ta wiara w siebie dała Polakom siłę, dzięki której przeżyli najcięższe czasy. Nie wiem, czy nam, Niemcom, udałoby się to w podobnej sytuacji" - powiedziała Steinbach, pytana, co ceni w Polakach.

Według Steinbach protesty przeciwko niej "należą do stałego programu niektórych polskich nacjonalistów". "Ale działacze prawicowego obozu politycznego nie reprezentują całej Polski, a jedynie nacjonalistyczną część. Za rządu liberalnego premiera Donalda Tuska takie krzykliwe głosy znacznie osłabły" - powiedziała Steinbach. Dodała, że szczególnie młodzi ludzie odnoszą się do niej z tolerancją i otwartością.

Niemiecka polityk spotka się na Pomorzu z przedstawicielami mniejszości niemieckiej. Pytana o pojawiające się w Polsce żądania, by ograniczyć niemieckiej mniejszości przywileje w związku z nierównomiernym traktowaniem przez władze w Berlinie Polaków żyjących w Niemczech, Steinbach oceniła, iż są to "żądania z nacjonalistycznego obozu".

"Ale oczywiście niepokoją one niemiecką grupę narodowościową w Polsce. Ma ona status mniejszości, jako ludność zasiedziała (w Polsce) od stuleci. To różni ją od Polaków, Włochów czy Turków, którzy przybyli do Niemiec w celach zarobkowych. Nie sądzę jednak, by status mniejszości niemieckiej w Polsce był zagrożony" - powiedziała Steinbach.

Jak dodała, do Polski jedzie po raz szósty, ale pierwszy raz odwiedzi region, w którym się urodziła. Dlatego postanowiła zatrzymać się na krótko w miejscu swego urodzenia, Rumi.

"Nie mam osobistych wspomnień (z Rumi). Nie miałam nawet dwóch lat, gdy uciekliśmy. Niestety Polka, która przed kilku laty napisała do mnie, że jako dziecko bawiła się ze mną, jak z lalką, zmarła przed rokiem. Gdyby żyła, chętnie bym się z nią spotkała" - dodała szefowa BdV.

Reklama



Jej zdaniem, ciekawe jest, że Polacy zawsze "wytykają" jej, iż jej rodzice przybyli do Rumi, jako członkowie niemieckich sił okupacyjnych. "Moi rodzice nie mieli wyboru, gdy w czasie II wojny światowej zostali wysłani do okupowanej Polski (...) Gdy wojna się skończyła, nie miałam jeszcze dwóch lat. Żaden Polak, także żaden nacjonalista, nie wpadłby na pomysł, by apelować do byłego prezydenta RFN Richarda von Weizsaeckera, aby nie odwiedzał Polski, bo 1 września 1939 r. należał do żołnierzy Wehrmachtu, którzy napadli na ten kraj (Polskę)" - powiedziała Steinbach.

Chadecka polityk udaje się z dwudniową wizytą na Pomorze nie w charakterze szefowej BdV, ale jako rzeczniczka frakcji CDU/CSU ds. praw człowieka i pomocy humanitarnej. W niedzielę po południu spotka się w Gdańsku z przedstawicielami Związku Mniejszości Niemieckiej. W poniedziałek Steinbach odwiedzi Rumię, gdzie się urodziła w 1943 r., a także Miejsce Pamięci Narodowej w Piaśnicy.

W sobotę przeciwko wizycie Steinbach na Pomorzu, przed konsulatem Niemiec w Gdańsku pikietowało ok. 20 osób z Ligi Obrony Suwerenności. Protestujący wrzucili do skrzynki pocztowej konsulatu oświadczenie, w którym domagają się m.in. wycofania się dyplomacji niemieckiej z organizacji tej wizyty.

Erika Steinbach, z domu Hermann, urodziła się 25 lipca 1943 r. w Rumi (niem. Rahmel) niedaleko Gdyni, jako córka żołnierza niemieckich wojsk okupacyjnych feldfebla (podoficera) Wilhelma Karla Hermanna z Hanau koło Frankfurtu nad Menem.