Jedna nastolatka nie żyją, kilku uczniów jest rannych - to bilans eksplozji silnego ładunku wybuchowego obok szkoły zawodowej w Brindisi na południu Włoch, do której doszło w sobotę rano. Ładunek umieszczony był w kontenerze na śmieci.To był zamach- powiedział w telewizji RAI News zastępca prokuratora z Brindisi. Nie wiadomo, kto podłożył bombę.
Źródła szpitalne w mieście Brindisi na południu Włoch zdementowały wcześniejsze doniesienia o śmierci drugiej ofiary sobotniego zamachu przed tamtejszą szkołą. Według lekarzy operowana bardzo ciężko ranna nastolatka żyje, ale stan jej pozostaje poważny. Przed południem wiadomość o śmierci 16-latki potwierdził funkcjonariusz tamtejszej policji. Następnie źródła medyczne wyjaśniły, że uczennica żyje. Sprzeczne doniesienia to rezultat chaosu informacyjnego, jaki zapanował po zamachu.
Szkoła, w której kształci się pracowników opieki społecznej, znajduje się w pobliżu sądu. Według śledczych kontener, w którym wybuchł ładunek, nie stał zazwyczaj przed szkołą, lecz został tam specjalnie przesunięty i znajdował się przed wejściem do budynku. Placówka, gdzie doszło do wybuchu, nosi między innymi imię sędziego Giovanniego Falcone, zamordowanego przez sycylijską mafię 20 lat temu. W sobotę miał przed nią przejść pochód, upamiętniający tę zbrodnię, zorganizowany przez jedno ze społecznych stowarzyszeń, działających na rzecz praworządności. Nie wyklucza się zatem, że zamach mógł mieć związek z tą inicjatywą