Znany m.in. z występów w publicznej telewizji PBS opiniotwórczy felietonista Mark Shields zdecydowanie wypowiadał się w piątek za zaostrzeniem kontroli broni.

W Stanach Zjednoczonych roku 2012 w wielu stanach łatwiej kupić broń automatyczną niż wynająć samochód -przekonywał.

Reklama

Zdaniem dziennikarza w kraju, w którym istnieje wiele narzędzi destrukcji i środków służących specjalnie do zabijania ludzi, społeczność, a szczególnie zaś politycy, nie zdołali stawić temu czoła. Wezwał prezydenta Baracka Obamę do zademonstrowania przywództwa w obliczu potwornego incydentu, gdyż Krajowe Stowarzyszenie Strzeleckie (NRA) w istocie paraliżuje polityczny proces w Ameryce.

Shields zwrócił uwagę, że po strzelaninie ludzie się modlą i opuszczono flagi do połowy masztu, ale w dalszym ciągu brak debaty, jak się uporać z przewlekłym problemem.

Komentator "New York Timesa" David Brooks przyznał w programie PBS, że piątkowa tragedia może stać się argumentem za kontrolą broni, ale wyraził sceptycyzm, czy doprowadzi to do zredukowania liczby tego rodzaju wypadków.

Według dziennikarza w USA liczba posiadaczy broni znacząco spadła, podobnie jak poparcie dla nasilenia kontroli broni, notowane w ostatnich dwóch dekadach. Stwierdził zarazem, że strzelaniny takie jak w Newtown nie wpłynęły zasadniczo na stanowisko opinii publicznej w sprawie utrudnienia sprzedaży broni.

Brooks uważa, że aby kontrola broni była skuteczna, musi mieć masowy charakter. Powtórzył on tezę lansowaną przez nieżyjącego już senatora z Nowego Jorku Patricka Moynihana, że w sytuacji kiedy w USA jest 300 milionów różnego rodzaju broni, łatwiejsza i bardziej efektywna byłaby kontrola pocisków.

Reklama

Niektóre amerykańskie media nawoływały, by nie nagłaśniać nazwisk sprawców masowych strzelanin, by uniknąć ich gloryfikacji.

Nie będziemy wciąż powtarzać nazwiska napastnika. Nie chcemy, by historia zapamiętała mordercę. Chcemy, by pamiętała jego ofiary, nauczycieli, dzieci, których życie potraktowało tak niesprawiedliwie - uzasadniał znany prezenter CNN Anderson Cooper. W piątek wieczorem przyznał, że media nie rozumieją jeszcze lepiej motywów masakry aniżeli ok. 10 rano, kiedy do niej doszło.

Na temat Newtown w telewizji publicznej wypowiadali się także eksperci, którzy, podzielali frustrację, że nie dało się zapobiec strzelaninie, i zapewniali, że w szkołach zdarzają się one stosunkowo rzadko. Uważają, że uczniowie są tam bezpieczniejsi niż w większości innych miejsc.

Dewy Cornell, dyrektor programu zajmującego się przemocą wśród młodzieży na University of Virginia, mówił, że nie zawsze można zapobiec masakrom w szkołach, supermarketach itp., gdyż nie sposób ich zamienić w fortece. Uważa, że trzeba się natomiast koncentrować na działalności prewencyjnej poczynając od leczenia psychiatrycznego oraz na gromadzeniu środków umożliwiających wykrywanie i rozwiązywanie problemów, jakie mają niektórzy ludzie, zanim jeszcze przerodzi się to w niebezpieczne akty przemocy.

Zdaniem Mo Canady, dyrektora wykonawczego National Association of School Resource Officers, szkoły generalnie nie zaniedbują spraw bezpieczeństwa. Nie krył jednak, że daleko jeszcze do doskonałości i tragedia może zdarzyć się wszędzie.

System jest na tyle bezpieczny, na ile ludzie, którzy nim zarządzają - ocenił i dodał, że w szkołach trudno np. o utrzymanie przez cały czas zamkniętych drzwi, ponieważ ciągle przechodzą tam dzieci i niekiedy otwierają je nawet nieznajomym.

Prof. Stephen Brock, psycholog z California State University w Sacramento, radził, aby rodzice rozmawiali z dziećmi o takich wydarzeniach jak w Newtown, choć nie wymuszali tych rozmów i powinni raczej czekać na pytania z ich strony. Przestrzegał też przed podawaniem niepotrzebnych szczegółów. Jak dodał, w dniu masakry może to zabrzmieć jak sprzeczność, ale rodzice powinni zapewniać dzieci, że szkoły są bezpiecznymi miejscami.