Prezydent Barack Obama po powrocie z Europy miał się udać z wizytą do Kalifornii. Odwołał jednak tę podróż, pozostanie w Waszyngtonie. Wraz ze swoją administracją będzie lobbował wśród kongresmenów aby ci pozytywnie przegłosowali projekt rezolucji zezwalający na ograniczoną akcję militarną wobec syryjskiego reżimu.
W tej kwestii Obama odniósł już pierwsze małe zwycięstwo. Senacka komisja ds. międzynarodowych powiedziała ‘’tak’’. Jednak im dalej w las tym ciemniej. Amerykańskie media podliczają publiczne wystąpienia członków zdominowanej przez republikanów Izby Reprezentantów. Wynika z nich, że w tej chwili Barack Obama mógłby liczyć tylko na kilkadziesiąt głosów kongresmenów. Tymczasem potrzebuje ich aż 217. Zdecydowany sprzeciw wyraża 109 członków Izby, a 280 jest niezdecydowanych.
Pocieszeniem dla prezydenta jest fakt, że jego działania wspiera m.in. bardzo wpływowy członek tego ugrupowania senator John McCain, który pozytywnie może wpłynąć na swoich partyjnych kolegów.. Przynajmniej na papierze wydaje się, że w Senacie, gdzie większość mają demokraci, rezolucja powinna zostać przyjęta.