Archipelag na Oceanie Spokojnym walczy ze skutkami niszczycielskiej wichury Pam. Żywioł nawiedził Vanuatu w sobotni poranek, a prędkość wiatru przekraczała 300 kilometrów na godzinę.
Dramatyczną sytuację na archipelagu opisuje Hannington Alatoa z miejscowego oddziału Czerwonego Krzyża, powołując się na relację jednego z pilotów, który leciał nad południowymi wyspami. Jak mówił, sytuacja w południowej prowincji jest podobna jak w stolicy - Port Villa. Ludziom brakuje wody pitnej, są odcięci od świata, na wyspach nie ma prądu. Dilons Bay na wyspie Erromango, nad którą leciał pilot, jest zrównana z ziemią.
Według oficjalnych danych, podczas wichury zginęło 8 osób. Jednak te dane uwzględniają tylko doniesienia ze stolicy kraju. Nadal nie ma łączności z innymi wyspami archipelagu. Władze liczącego nieco ponad ćwierć miliona mieszkańców kraju wprowadziły stan wyjątkowy. W Port Villa zniszczonych jest nawet 90 procent budynków.