Putin, który wypowiadał się w niedzielę na konferencji prasowej w indyjskim Goa, gdzie zakończył się szczyt krajów BRICS, odniósł się do oświadczenia wiceprezydenta USA Joe Bidena, który w piątek zapowiadał w telewizji NBC możliwość odpowiedzi na rosyjskie ataki hakerskie.
Rząd USA już wcześniej informował o możliwych akcjach w odpowiedzi na cyberataki Rosji na organizacje polityczne w Stanach Zjednoczonych; cyberataki miały, zdaniem Amerykanów, wpłynąć na przebieg kampanii przed wyborami prezydenckimi.
- Po amerykańskich przyjaciołach można się spodziewać wszystkiego - powiedział rosyjski prezydent na konferencji prasowej i dodał, że jest powszechnie wiadomo, że "USA podglądają i podsłuchują wszystkich" w tym swoich sojuszników i że "idą na to miliardy dolarów". Za nowość Putin uznał to, że USA na najwyższym szczeblu po raz pierwszy przyznały się, że to robią, a także i to, że "w pewnym sensie zagroziły (Rosji) cyberatakami", co uznał za sprzeczne z normami prawa międzynarodowego.
Putin oświadczył też, że "rozgrywając rosyjską kartę" w obecnej kampanii wyborczej ustępująca administracja Baracka Obamy pragnie odwrócić uwagę wyborców od swych porażek, wśród których jest olbrzymie zadłużenie państwa, słaba dyplomacja na Bliskim Wschodzie i napięte stosunki z sojusznikami w regionie.
- Chcę wszystkich uspokoić, w tym i naszych amerykańskich partnerów i przyjaciół, nie zamierzamy wpływać na przebieg kampanii wyborczej w USA - powiedział Putin. Dodał, że będzie współpracował z każdym przywódcą amerykańskim, który zechce współpracować z Rosją.
Zapewniał, że Rosja nie szuka konfrontacji z USA i chciałaby znaleźć wspólną płaszczyznę do współdziałania w problemach, z którymi się stykają zarówno Rosja, jak i Stany Zjednoczone. Jednocześnie Putin zaznaczył: "Nie wiemy, co będzie po wyborach prezydenta w USA".