"Sueddeutsche Zeitung" przypomina, że na tablicach zamieszczonych na terenie byłego niemieckiego nazistowskiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau znajdują się napisy informujące, że okupacyjne władze hitlerowskie dokonały wypędzeń lokalnej polskiej ludności oraz zbudowały obóz i jego gospodarczo-przemysłową bazę na terenie zniszczonych lub zagrabionych budynków.
"Dla polskiej samoświadomości w kontakcie z własną przeszłością w czasach narodowego socjalizmu to oficjalne odsuwanie winy jest systematyczne: Polacy to ofiary, nie sprawcy. Podkreśla to także (polski) rząd, ostatnio poprzez projekt ustawy, która ma karać za używanie wyrażenia +polskie obozy śmierci+" - pisze "SZ" w artykule zamieszczonym na swoim portalu internetowym.
Gazeta przywołuje argumentację polskiego ministerstwa sprawiedliwości, że przez często niedokładne stosowanie tego wyrażenia na nazistowskie obozy zagłady "Polsce przypisywana jest współodpowiedzialność za niemieckie zbrodnie". "SZ" pisze również, że mimo krytycznych reakcji władz Izraela i Instytutu Yad Vashem i ostrzeżeń przed fałszowaniem historii polskie władze "póki co nie ustępują z obranego stanowiska".
O polskiej ustawie napisał w niedzielę także "Die Welt". Dziennik przypomina, że podczas Holokaustu zginęło 6 mln europejskich Żydów, z których blisko połowa pochodziła z Polski, a podczas ponad pięciu lat niemieckiej okupacji zamordowanych zostało lub zmarło z powodu niedających się znieść warunków życia 2,5 mln polskich katolików.
"W obliczu tak strasznych liczb spór, jaki obecnie wybuchł między Izraelem a Polską, wydaje się absurdalny. Wynika on z rzeczywiście zasługującego na krytykę instrumentalnego traktowania przeszłości przez prawicowo-konserwatywny rząd w Warszawie" - ocenia "Die Welt". Pisząc o obozach w Auschwitz i innych, gazeta podkreśla, że "nie ma jakichkolwiek wątpliwości, że te fabryki śmierci były niemieckimi, a nie polskimi obozami śmierci. Etniczni Polacy, z bardzo nielicznymi wyjątkami, nie mieli udziału w dokonywanych tam zbrodniach (...)".
Z drugiej strony "Die Welt" przypomina, że jeszcze przed drugą wojną światową "antysemityzm był w Polsce dużym problemem". Pisze o licznych atakach na Żydów oraz o postanowieniach ówczesnego polskiego rządu, który usuwał Żydów z urzędów państwowych i ustanowił dla nich numerus clausus na uczelniach.
W porównaniu z polityką prowadzoną wówczas w Niemczech przez Adolfa Hitlera były to "działania umiarkowane, ale mimo to dyskryminujące i głęboko niepokojące" - podkreśla gazeta.
W antyżydowskich akcjach uczestniczyło w czasie drugiej wojny światowej i tuż po niej "stosunkowo niewielu z ok. 30 mln wyznających katolicyzm Polaków" - pisze "Die Welt". Jak dodaje, nie da się wiarygodnie podać liczby sprawców - "zależnie od definicji było to z pewnością więcej niż 50 tys. i przypuszczalnie mniej niż 500 tys. osób" - i nie wiadomo, ilu Żydów padło ich ofiarą.
"Stwierdzenie tych faktów w żaden sposób nie relatywizuje o wiele gorszej zbrodni ludobójstwa, jakiej dokonali w Polsce niemieccy okupanci. Słuszne jest jednak (...) wskazywanie innych aspektów ważnych dla uzyskania oglądu" - podkreśla "Die Welt".
"Polska ustawa, która za przykre, ale często bezmyślnie stosowane wyrażenie o rzekomo "polskich obozach śmierci", grozi trzema latami więzienia, przeszkadza w rzeczowym naświetleniu (przeszłości - PAP). W tym kontekście skrytykowanie przez Instytut Yad Vashem decyzji polskiego parlamentu (Sejmu - PAP) jest całkowicie słuszne" - podsumowuje "Die Welt".
Także dziennik "Tageszeitung" ("TAZ") odnosi się do ustawy, pisząc w poniedziałkowym komentarzu, że "obiecuje ona sukces tylko na krótką metę". Zdaniem "TAZ" powody dla pojawiania się błędnego sformułowania "polskie obozy śmierci" są "na całym świecie te same: stres, zapominalstwo i niedbalstwo". "Niemal zawsze chodzi o Polskę jako miejsce geograficzne", jednak według gazety "większość Polaków odnosi inne wrażenie" - ich zdaniem "dziennikarze połączyli się w zmowie, by zrzucić na Polskę odpowiedzialność za Holokaust (...)".
Jak ocenia "TAZ", w ustawie "chodzi o coś innego: Polska chce uniemożliwić publiczne debatowanie nad naukowym tematem, jakim jest polska kolaboracja z nazistami". "W przeszłości wielkie debaty wybuchały w Polsce tylko dlatego, że jakiś naukowiec wydał błyskotliwy esej, tak jak to było w przypadku socjologa Jana Tomasza Grossa i jego książki +Sąsiedzi+. Przez dwa lata cała Polska debatowała o pogromie w Jedwabnem" - pisze gazeta.
"Z pomocą +lex Gross+ narodowo-populistyczny rząd PiS w Polsce chce uniemożliwić jakiekolwiek krytyczne rozliczenia z przeszłością. Na krótką metę może się to udać, ale w dłuższej perspektywie to ślepy zaułek. Jest to cios szczególnie bolesny dla Izraela, który dopiero niedawno rozpoczął z Polską bliższą współpracę" - konkluduje "Tageszeitung".