Polka, która mieszkała w Sztokholmie od kilku lat i pracowała jako kelnerka, zaginęła bez śladu 25 stycznia, gdy po raz ostatni została uchwycona przez kamerę monitoringu wychodząc ze stacji metra Kristineberg.

Wokół jej zaginięcia było wiele niejasności, np. w jakim celu wysiadła na stacji Kristineberg oraz dlaczego akurat tego dnia nie zabrała ze sobą telefonu komórkowego.

Reklama

Prokuratura początkowo wszczęła postępowanie, podkreślając, że zaginięcie może mieć związek z przestępstwem. Wiosną wobec braku dowodów śledztwo zostało umorzone.

Sprawą Polki zajmowała się organizacja pozarządowa "Missing People Sweden", organizując kilkukrotnie kampanie informacyjne oraz akcje przeczesywania okolicznych terenów, które jednak nie przyniosły rezultatu.

Sytuacja zmieniła się 21 sierpnia, gdy w dzielnicy Bromma, w tej samej zachodniej części Sztokholmu, gdzie urywał się ślad po Polce, znaleziono ciało kobiety. Po przeprowadzeniu identyfikacji policja potwierdziła, że to zaginiona.

Kobieta została odnaleziona martwa - oświadczył Bjoern Rygart ze sztokholmskiej policji, odmawiając szczegółów na temat miejsca odnalezienia ciała.

Dzielnicę Bromma oddzielona jest od centralnego Sztokholmu wodami jeziora Melar, ma skaliste wybrzeże oraz dużą cześć terenów zielonych, w tym lasów.

Okoliczności śmierci Polki nie są znane. Policja, aby wykluczyć udział osób trzecich, oczekuje na wyniki badań.