Mężczyzna nic sobie nie robił z zakazów i przez długi czas wodził za nos stróżów prawa. W tym czasie ponad 30 razy zgłaszano jego obecność i nic. Anthony Delaney tak polubił gwar lotniska, że nie miał zamiaru nigdzie się ruszać.

Port lotniczy był jego domem, w którym jadł, mył się i nocował. Jego szczęście nagle się jednak skończyło. Po trzech latach od "zamieszkania" na lotnisku Gatwick został zatrzymany przez policję. W przyszłym miesiącu ma stanąć przed sądem.

Reklama

Anthony przyznał się do złamania zakazu przebywania na lotnisku i teraz jego nowym domem może być więzienna cela.