"Fred the Tramp" - bo tak nazywali Stawinogę Brytyjczycy - był jednym z najsłynniejszych bezdomnych na Wyspach. 35 lat temu wybrał życie na ulicy. Mieszkał w namiocie na wysepce otoczonej ze wszystkich stron przez obwodnicę miasta Wolverhampton.

Ubrania i koce przynosili mu Hindusi, bo uważali go za... świętego, ktory zrezygnował ze świata. Dbały też o niego władze, które dwa razy dziennie przywoziły mu posiłki dla najbiedniejszych, a co jakiś czas wymieniały stary namiot na nowy i wywoziły zgromadzone przez Stawinogę śmieci.

Reklama

Pochodzący z Polski bezdomny nie korzystał w tym czasie ani z wypłacanej mu emerytury, ani z żadnych świadczeń socjalnych. Przez te wszystkie lata nagromadziła się więc spora kwota, która czeka teraz na spadkobierców zmarłego w wieku 87 lat kloszarda.

Stawinoga przybył do Wielkiej Brytanii w latach 50. Pracował w hucie, ożenił się, ale jego małżeństwo z Austriaczką nie przetrwało. Wychodząc do pracy mężczyzna miał bowiem zwyczaj zamykać żonę na klucz. Uwolniona przez sąsiada, natychmiast uciekła gdzie pieprz rośnie.

Dlaczego przestał pracować i zdecydował się na życie w namiocie - tego nie wiadomo. Niektórzy twierdzą, że cierpiał na depresję. Inni, że mógł mieć w życiorysie jakąś ciemną plamę z czasów wojny i sam sobie zadał taką pokutę. W miejscu, w którym mieszkał, stanie pamiątkowa tablica.