Współautorka tego badania dr Ewa Jarosz z Uniwersytetu Oksfordzkiego (W. Brytania) przyznaje w rozmowie z PAP, iż wyniki wskazują na ograniczony zakres integracji polskich migrantów w UK. W wymiarze zachowań wydaje się być ona sukcesem, w wymiarze kontaktów społecznych – niekoniecznie – stwierdza.
Pochodząca z Polski badaczka wraz ze swoim współpracownikiem dr. Alexim Gugushivili przeanalizowała dane zebrane od ponad 45 tys. respondentów (Brytyjczyków, Polaków mieszkających w UK oraz Polaków mieszkających w Polsce) na temat ich codziennego życia. Na podstawie prowadzonych przez uczestników dzienniczków ustalano, ile czasu w ciągu dnia spędzają oni na poszczególnych aktywnościach, w tym pracy zarobkowej, odpoczynku, opiece nad dziećmi, zakupach czy życiu towarzyskim.
Analizy pokazały, że pod względem zachowania Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii bardziej przypominają Brytyjczyków, niż krajan, którzy pozostali w ojczyźnie.
W porównaniu z Polakami mieszkającymi w Polsce migranci spędzają więcej czasu na zakupach i dojazdach, a mniej - na jedzeniu i czynnościach z nim związanych, w czym nie różnią się statystycznie od Brytyjczyków – komentuje dr Jarosz.
Jednak migranci na co dzień mniej czasu poświęcają kontaktom społecznym, co obejmuje zarówno kontakty z miejscowymi, jak i z przyjaciółmi i rodziną z Polski. Ponadto modele statystyczne sugerują, że, w porównaniu z Brytyjczykami czy Polakami mieszkającymi w Polsce, migranci mogą czerpać z życia towarzyskiego mniej satysfakcji.
Integracja polskich migrantów w brytyjskim społeczeństwie ma ograniczony zakres – mówi badaczka. Świadczy o tym "niezadowalające życie towarzyskie w połączeniu ze stosunkowo rzadszym uczestnictwem w życiu lokalnej społeczności oraz niską aktywnością w ramach wspólnoty wyznaniowej".
Z czego to wynika? Dlaczego na poziomie behawioralnym migranci są nieźle zintegrowani, ale pod względem społecznym - nie do końca? Dr Jarosz przyznaje, że nie ma na to jasnej odpowiedzi. Zaznacza jednocześnie, że wnioski dotyczą "migrantów pierwszego pokolenia (first-generation migrants), czyli ludzi, którzy nie są zakorzenieni w UK: nie wychowali się tam".
Badaczka sugeruje, że może chodzić o wiele różnych kwestii, choćby poziom znajomości języka. Migranci dość rzadko oglądają telewizję, co może oznaczać, że pod względem językowym nie czują się na tyle swobodnie, by oglądać brytyjskie programy TV – zauważa.
Zwraca też uwagę, że wyobcowanie społeczne polskich migrantów odnosi się nie tylko do kontaktów z Brytyjczykami, ale również do kontaktów z ludźmi mieszkającymi w Polsce (w badaniu uwzględniano także kontakty online). Dr Jarosz nie wskazuje jednoznacznej przyczyny tego problemu. Proponuje jednak wyjaśnienie zdroworozsądkowe: „Może to nie zaskakuje, ale w wieku dorosłym trudno jest nawiązać nowe relacje. Trudno też utrzymać tzw. relacje transgraniczne (ang. cross-border)”.
Autorzy badania zastanawiają się, czy ograniczona integracja polskich migrantów w UK może wpływać na ich decyzje dotyczące powrotu do kraju bądź pozostania w Wielkiej Brytanii.
„Jeśli uznamy, że była to migracja czysto zarobkowa i migranci nie zmieniają swoich potrzeb i zainteresowań - to nie powinno to wpływać na ich decyzje” – mówi dr Jarosz. Dodaje jednak, że takie założenie trudno jest utrzymać.
W publikacji badacze przychylają się raczej do tzw. teorii równowagi (ang. spatial equilibrium), argumentując, że na różnych etapach migracji ważne są różne kwestie. Jeśli nawet na początku jest to głównie rynek pracy, to później może być tak, że atrybuty miejsca (włącznie z kapitałem społecznym) stają się ważniejsze. Wtedy zagadnienia, o których piszemy mogą mieć znaczący wpływ na decyzję o zmianie kraju zamieszkania – wyjaśnia.
Rozważania te nabierają szczególnego znaczenia w kontekście wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej (Brexit) i ustanowienia w stosunku do migrantów tzw. statusu osoby osiedlonej (ang. settled status) – podkreśla dr Jarosz.
Wyniki pracy przestawiono w piśmie "Population, Space and Place">>>