W głowie migotały mi ostatnie zdjęcia z frontu, które zrobiłem przed upadkiem miasta. Wokół słychać było wybuchy i strzały. Jakieś 20 km od Gori mój kierowca zobaczył popa ze swojej parafii, jak udziela ostatniego błogosławieństwa gruzińskim żołnierzom idącym na front. Wzięliśmy go do samochodu. Zatrzymywał się co parę kilometrów, ubrani w amerykańskie mundury Gruzini zdejmowali hełmy, klękali - tu wszyscy są religijni. Dotarliśmy do ostaniej linii żołnierzy, gdzie już wybuchały bomby i padały strzały z kałasznikowów, a pop ciągle błogosławił. Wszyscy myśleli, że to ich ostatnie chwile. Na końcu pop ostatniego namaszczenia udzielił mnie.

Reklama

Ale już w przededniu upadku Gori nie było tu nic z frontowego nastroju. Graniczne miasto znane głównie z tego, że urodził się w nim Józef Stalin, opustoszało. Gdzie podziało się 47 tys. mieszkańców? Czy aż taki strach wywołują Rosjanie, że w popłochu znaleźli się na 60-kilometrowej drodze do Tbilisi? Jak ich ewakuowano? Tak czy inaczej miasto było wymarłe. Nie czekało na atak i na rosyjską artylerię, nie budowało barykad, nie organizowało pospolitego ruszenia. Poddawało się.

Wczoraj z miasta wyjechały najpierw kolumny wojska. Ci żołnierze nie mieli już w sobie tyle skupienia i determinacji, co tamci na pierwszej linii. "Won z tym aparatem" - usłyszałem, gdy próbowałem zrobić im zdjęcie. Dźwięk zamka od kałasznikowa szybko przekonał mnie, by naprawdę nie próbować. A jeszcze godziny temu ci chłopcy pozowali chętnie. Ale wtedy byli bohaterami idącymi bronić ojczyzny.

Teraz - już tylko rozbitą i zmuszoną do ucieczki armią. "Siedem tysięcy Ruskich idzie na Gori" - krzyczał do mnie jeden z nich. Nie wiadomo, czego oczekiwał - współczucia czy zrozumienia, dlaczego ucieka. W pewnej chwili minęła nas laweta pełna nowiutkich hyundaiów wywożonych z salonu - również między nimi siedzieli żołnierze zmierzający tam, gdzie spokojniej. Przy drodze leżały porzucone hełmy.

Dopiero potem dowiedziałem się, że wiadomość o wejściu Rosjan do Gori wciąż nie jest potwierdzona, że Rosja zaprzecza, ale puste miasto i tak pozostawiono na pastwę najeźdźców. W tym czasie Moskwa odrzuciła jednostronne zawieszenie broni, które Micheil Saakaszwili pośpiesznie podpisywał przed kamerami, i nadeszły wiadomości, że z Abchazji maszeruje drugie skrzydło rosyjskich wojsk. Dla Gruzji to już druga przegrana wojna o Osetię i trzeci w najnowszej historii rosyjski najazd.