Drugiego dnia wojny obecny szef administracji wojskowej Krzywego Rogu, były wicepremier Ukrainy Ołeksandr Wiłkuł, uznawany dotąd za polityka prorosyjskiego, dostał telefon od swojego byłego współpracownika Witalija Zacharczenki, przebywającego obecnie w Rosji byłego ministra spraw wewnętrznych w dawnym rządzie Wiktora Janukowycza.

Reklama

"Powiedział: Ołeksandrze Jurijowyczu, patrzysz na mapę, widzisz, że sytuacja jest z góry wiadoma. Podpisz porozumienie o przyjaźni, współpracy i obronie z Rosją, a będą mieli z tobą dobre relacje. Będziesz wielką osobistością w nowej Ukrainie" - opisał tę rozmowę Wiłkuł w jednym z wywiadów.

Ta oferta została jednak odrzucona. Wiłkuł wyjaśnił, że wraz z rozpoczęciem wojny szara strefa w sprawie relacji z Rosją zniknęła z ukraińskiej polityki. Pociski uderzające w jego rodzinne miasto sprawiły, że wybór stał się oczywisty. - Odpowiedziałem przekleństwem - oznajmił polityk.

"A oni nie mają nic do zaoferowania"

Reklama

Według „NYT” "Kreml zaczął wojnę, licząc na szybkie i bezbolesne zwycięstwo. Spodziewał się, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ugnie się pod presją, a rosyjskojęzyczni urzędnicy na wschodzie kraju chętnie przejdą na stronę Rosji. To się jednak nie stało, a krótkowzroczność Kremla najwyraźniej widać właśnie na wschodzie Ukrainy" – oceniają analitycy.

Zaledwie garstka lokalnych urzędników opowiedziała się po stronie Rosji. Ukraińskie władze wszczęły 38 postępowań o zdradę, przy czym wszystkie dotyczą pojedynczych urzędników niskiego szczebla. "Nikt nie chce być częścią tego, co jest za ścianą" – powiedział były deputowany parlamentu Konstantyn Usow, odnosząc się do sytuacji w odizolowanej od świata, autorytarnej Rosji.

- Jesteśmy częścią czegoś jasnego - powiedział o Ukrainie. - To jest tutaj z nami, w naszej grupie. A oni nie mają nic do zaoferowania.

Reklama

Również inni wpływowi politycy, którzy dawniej mieli poglądy prorosyjskie – tacy jak mer Charkowa Ihor Terechow czy mer Odessy Hennadij Truchanow - pozostali lojalni i stali się zaciekłymi obrońcami swoich miast.

"Przed wojną mieliśmy związki z Rosją"

Razem z urzędnikami opór najeźdźcy dała ludność cywilna. - Przed wojną mieliśmy związki z Rosją – powiedział 36-letni inżynier z huty stali w Krzywym Rogu Serhij Żyhałow, odnosząc się do więzi rodzinnych, językowych i kulturalnych. To się zmieniło. - Nikt nie wątpliwości, że Rosja nas zaatakowała - wyjaśnił.

Po telefonie od Zacharczenki do kolaboracji namawiał Wiłkuła również inny były ukraiński polityk przebywający obecnie w Rosji, Ołeh Cariow. Wiłkuł odpisał mu na Facebooku niecenzuralnymi słowami ukraińskiego pogranicznika z Wyspy Węży.

W pierwszych dniach inwazji Wiłkuł rozkazał firmom wydobywczym z okolic Krzywego Rogu ustawić ciężkie maszyny na pasie startowym miejskiego lotniska, co pokrzyżowało plany rosyjskiego desantu. W ten sam sposób kazał zablokować drogi dojazdowe, by spowolnić kolumny czołgów. Miejski przemysł stalowy zaczął wytwarzać zapory przeciwczołgowe i płyty do kamizelek kuloodpornych.

Trzeciego dnia wojny prezydent Zełenski, który też pochodzi z Krzywego Rogu, wyznaczył Wiłkuła na szefa administracji miasta, mimo że w czasach pokoju byli politycznymi przeciwnikami – podkreśla "NYT".