To, co dzieje się obecnie w sąsiednim kraju, jest jednak konsekwencją wojny Kremla z Ukrainą - podkreślił polityk na Twitterze.
W czwartek lokalne rosyjskie władze powiadomiły o rzekomym ataku "ukraińskich dywersantów" we wsiach w graniczącym z Ukrainą obwodzie briańskim. Przekazy były wzajemnie sprzeczne - informowano o ataku na szkolny autobus, prywatny samochód, wzięciu zakładników itd. W końcu po kilku godzinach państwowa agencja TASS zamknęła temat, informując, że "dywersanci nie wykazują już aktywności". Strona ukraińska nazwała całe zdarzenie "celową prowokacją" Rosji.
Ponadto w ostatnich dniach pojawiło się wiele doniesień o bezzałogowcach, które zostały zauważone w kilku regionach Rosji, m.in. w sąsiadujących z Ukrainą obwodach biełgorodzkim i briańskim, a także w odległych od frontu regionach na południu - Kraju Krasnodarskim i Adygei. Najpoważniejszy był incydent w Kraju Krasnodarskim, gdzie celem ataku stała się rafineria w mieście Tuapse. Dwa drony prawdopodobnie nie dotarły do celu - rozbiły się w pobliżu magazynu ropy naftowej.
Najbliższy Moskwy incydent wydarzył się we wtorek koło miasteczka Kołomna. Jak podały media, dron spadł w rejonie położonym około 100 km od rosyjskiej stolicy.
Czarna seria?
Oprócz tego z Rosji od wielu miesięcy napływają doniesienia o licznych pożarach, które wybuchają na terytorium całego kraju i na terenach Ukrainy kontrolowanych przez najeźdźców. Płoną zarówno obiekty wojskowe, m.in. koszary i komendy uzupełnień, jak też magazyny paliw, obiekty komercyjne i przemysłowe.
W ciągu ostatnich kilkunastu tygodni informowano o dużych pożarach m.in. w centrum handlowym w podmoskiewskich Chimkach, rafinerii w Angarsku na Syberii, zakładzie produkującym sprzęt rolniczy w Petersburgu i magazynie ropy naftowej w Borisowce w obwodzie biełgorodzkim, niedaleko granicy z Ukrainą.