Andrij, który służy w łuckim batalionie wołyńskiej brygady obrony terytorialnej, tak opowiedział Espreso o tym zdarzeniu: Latał i latał nad nami, nakierowywał artylerię, a my mieliśmy już trzech "trzechsetnych" (tj. zabitych). Z wściekłości wyszedłem w pole i puściłem dwie krótkie serie ze swojego AK-74. I trafiłem!
Espreso podaje, że na Andrija czekają w domu mama, żona, przyjaciele oraz 3,5-letni syn.