Blichasz, który prowadzi polonijne radio, polskie muzeum oraz polonijne centrum w Filadelfii powiedział, że w rozmowach z współpracownikami Andrzej Dudy i Donalda Trumpa zniechęcał ich przed złożeniem wspólnej wizyty w sanktuarium w Doylestown podczas uroczystości odsłonięcia pomnika poświęconego "Solidarności".

Reklama

Byłem o to pytany i rozmawiałem w tej sprawie z przedstawicielami najwyższych szczebli. Powiedziałem im, że to nie jest odpowiednie wydarzenie do organizowania spotkań w kampanii wyborczej. Jeśli Trump chce się spotkać z Dudą, powinien zrobić to w Nowym Jorku wciągu najbliższych dni - powiedział działacz. Oczywiście chcielibyśmy, żeby Trump odwiedził nas tutaj, ale mógłby to zrobić w ramach osobnego wydarzenia - dodał.

Wizytę Trumpa odwołano

Choć pierwotnie sztab Donalda Trumpa zapowiadał, że kandydat Republikanów pojawi się na wydarzeniu w Narodowym Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej, później wizytę kandydata na prezydenta odwołano. Sztab Trumpa ograniczył się do zamieszczenia na portalu społecznościowego wpisu, podkreślającego "wspaniały dzień dla Amerykanów polskiego pochodzenia", jakim była wizyta jego "wielkiego przyjaciela, prezydenta Dudy" w Doylestown.

Polonia była zawiedziona

Reklama

Mimo to, część przybyłych na niedzielną uroczystość polskich Amerykanów była zawiedziona. Na pewno chcielibyśmy, by tu był, ale z tego co słyszałem miał dziś grać w golfa z Andrzejem Gołotą- powiedział PAP Tadeusz z New Jersey, który na uroczystość na cmentarzu przy sanktuarium przyszedł w czapce z hasłem wyborczym Trumpa. Nie był on jedynym wśród polonijnych tłumów w Doylestown. Inni okazywali transparenty wyborcze byłego prezydenta, czapki i inne gadżety.

Anna, która również przybyła z New Jersey, przyznała, że choć wiele ludzi nie znosi republikańskiego kandydata, to duża część mieszkających w Ameryce Polaków darzy go sympatią.

W sanktuarium byli też Ukraińcy

Obok przedstawicieli Polonii w sanktuarium obecna była grupa działaczy ukraińskiej diaspory w Pensylwanii, pragnąca podziękować prezydentowi Andrzejowi Dudzie za jego wsparcie dla Ukrainy. Uliana Mazurkiewicz, prezes Ukraińskiego Komitetu Praw Człowieka w Filadelfii, która jest zaangażowana w kampanię wyborczą Kamali Harris, powiedziała PAP, że cieszy się, że do spotkania z Trumpem nie doszło, bo byłby to poważny dyplomatyczny zgrzyt biorąc pod uwagę kontekst polityczny spotkania, w momencie gdy rozpoczęło się już głosowanie w wyborach w części stanów.

Mazurkiewicz przyznała, że nawet wśród wyborców ukraińskiego pochodzenia w Pensylwanii - do których próbują dotrzeć Demokraci - część ludzi ma zamiar głosować na Donalda Trumpa. Mówią np., że nie podoba im się, że Kamala tak głośno się śmieje, albo że woleliby innego kandydata. Ja im zawsze mówię, że nie mają wyboru, bo tylko jeden kandydat popiera Ukrainę - powiedziała działaczka.

Kandydaci walczą o głosy Polonii

Blichasz przyznał z kolei, że o głosy Polonii w Pensylwanii zabiegają obydwie partie z niespotykaną dotąd intensywnością. Pensylwania jest stanem, gdzie wynik może zdecydować o tym, który z kandydatów. Według statystycznego modelu znanego eksperta wyborczego Adama Silvera, którykolwiek z kandydatów wygra w tym stanie, będzie miał 90 proc. szans na zdobycie większości głosów w Kolegium Elektorów.

Blichasz ocenił, że sprawa wojny w Ukrainie będzie miała duże znaczenie dla wyborców mających wciąż żywe związki rodzinne z Polską. Sugerował jednak, że wyborcy ci chcieliby, by jak najszybciej wojnę zakończyć. Będzie to miało znaczenie, bo Polacy tu chcą, by Ameryka nadal miała przywódczą pozycję na świecie. Ale wydajemy tyle pieniędzy na te czołgi, całą tę broń dla Ukrainy. Ale nikt nie podejmuje nawet rozmów, by to skończyć, by wprowadzić pokój - powiedział działacz.ety

Polonia ma inne priorytety

Zaznaczył jednocześnie, że zdecydowana większość z ponad 700 tys. Amerykanów polskiego pochodzenia w Pensylwanii podobnie jak on jest imigrantami trzeciego i dalszych pokoleń, którzy kierują się innymi priorytetami, w tym np. sprzeciwem wobec nielegalnej imigracji z południa.

Ludzie, którzy dzwonią do naszego programu radiowego bardzo mocno to podkreślają, są wściekli - opowiadał Blichasz. Prawda jest taka, że Amerykanie polskiego pochodzenia nie są ludźmi, którzy wymagają wiele, czy chcą specjalnego traktowania: chcą tylko, by kandydaci przedstawili rzeczywiste propozycje rozwiązań ich problemów, by państwo spełniało swoją funkcje, by wydawało pieniądze z naszych podatków na usługi publiczne, a nie np. na imigrantów, których prezydent (Biden) samodzielnie zdecydował się wpuścić - dodał.