Obrońca tłumaczy, że decyzja o pokazaniu nagrania, które jest przecież materiałem procesowym, nie była łatwa. Ale jego zdaniem, będzie to gwarancja, że Denis Jewsjukow nie uniknie kary. Prawnik boi się, że w innym wypadku sprawa zostałaby zamieciona pod dywan.
Milicjant broni się bowiem, że broń, z której strzelano, nie należała do niego, a do jego pierwszej ofiary, kierowcy. Twierdzi też, że tragedia była wynikiem kłótni, która wywiązała się między nim a mężczyzną. Oskarżony przekonuje, że "napastnik" groził mu bronią. Dlatego musiał mu ja odebrać i użyć w obronie własnej.
Zdaniem adwokata, w utrzymaniu tej wersji oskarżonemu mogli pomagać koledzy, którzy badali odciski palców. Okazało się bowiem, że na broni, z której strzelano w supermarkecie, nie ma żadnych śladów.
O tym, że było zupełnie inaczej, świadczy ujawnione wideo z kamer monitoringu w moskiewskim supermarkecie "Ostrow", w którym wydarzyła się tragedia. Widać na nim wyraźnie milicjanta, który m.in. wędruje po sklepie z zakładniczką, której przykłada lufę do głowy. Kobiecie udaje się jednak wyswobodzić i uciec. Ta wizyta milicjanta skończyła się jednak śmiercią dwóch osób.
p
Jak się okazuje, takich wizyt było więcej. Pracownicy sklepu relacjonują, że mundurowy często przychodził, pakował koszyk do pełna, po czym wychodził, nie płacąc. Gdy ktoś z personelu zaczepiał go i kazał płacić, milicjant zaczynał wymachiwać bronią.
Biegli psychiatrzy stwierdzili, że w chwili morderstwa milicjant był w pełni poczytalny. Był też kompletnie pijany. Za morderstwo grozi mu dożywocie.