U dziewczynek zaczyna się od fryzjera. "Często są to wysoko upięte koki, które zupełnie nie pasują do tych dziewczynek. Czasem matki chcą, by zrobić córkom trwałą ondulację, co jest szkodliwe dla delikatnych włosów ośmiolatek" - opowiada DZIENNIKOWI pani Karolina z salonu urody na warszawskiej Woli.
Po fryzurze przychodzi kolej na dłonie, które - złożone do modlitwy - są często fotografowane. Z problemem, co zrobić z poobgryzanymi paznokciami, rodzice radzą sobie prosto: wystarczy zrobić dziecku tipsy. "Nie jest to może wskazane dla dziecka, ale jak klientka sobie życzy, to co mamy zrobić?" - pyta retorycznie pani Karolina.
W całym spektaklu najważniejszy jest oczywiście strój. W większości parafii został on wprawdzie ujednolicony, ale rodzice umiejętnie omijają te zalecenia. Jedni przyprowadzają dziecko do kościoła w stroju balowym, a inni ubierają dziecko w albę, ale już na przyjęcie kupują mu inny strój. Wszystko przypomina bardziej ślub niż religijne wtajemniczenie ośmiolatki. "Zdarzało się, że na kilka tygodni przed komunią rodzice zamawiali u nas sukienkę dla córeczki, bo chcieli, żeby się w nią przebrała po uroczystościach w kościele" - opowiada DZIENNIKOWI pani Marta z ursynowskiego salonu mody ślubnej.
Najbardziej drastyczne formy przybierają wizyty u... chirurgów plastyków. Hit sezonu to poprawianie dzieciom uszu. "Żeby lepiej wyglądały na zdjęciach. To częsty argument matek, które w sezonie komunijnym przyprowadzają swoje dzieci" - mówi DZIENNIKOWI chirurg plastyczny z łódzkiej kliniki Pulsmed, który prosi o anonimowość.
Ci, którym szczególnie zależy, by pierwsza komunia ich dziecka czymś się wyróżniała, zamawiają limuzynę. Kosztuje to około 1500 zł, ale za to w samochodzie są cztery telewizory, barek oraz butelka szampana. Same przyjęcia coraz częściej wyprawia się w restauracjach czy hotelach. Niektórzy nie wahają się zaciągnąć na tę okazję kredytu.
Według antropologa kultury prof. Rocha Sulimy, komunia to przede wszystkim spektakl społeczny dla wielu rodziców. "Poprzez wystawne widowiska leczą swoje kompleksy i neurozy" - tłumaczy.
Widać to także po prezentach. Z mody dawno już wyszły medaliki, egzemplarze Biblii czy zegarki. Dziś wyparł je laptop, kino domowe, telewizor plazmowy, aparat cyfrowy albo nawet quad za 4 tysiące złotych, na który składa się cała rodzina.
Wielu przyznaje, że to wszystko niepotrzebne. Dlaczego ciągną za modą? Pani Marta, mieszkanka Pruszkowa, której syn przyjmuje w tym roku pierwszą komunię mówi wprost: "Jestem przeciwniczką drogich podarunków, ale przecież wszyscy koledzy syna coś dostaną. Gdyby nie dostał, byłby nieszczęśliwy".