Moi uczniowie nie potrafią zrozumieć tej tragedii
Andrzej Sudnikowicz, dyrektor Zespołu Szkół w Mirosławcu, nie czekając na oficjalne ogłoszenie żałoby, kazał zawiesić kiry na flagach przed budynkiem szkoły - pisze "Fakt". "Przygotowaliśmy też specjalne miejsce pamięci, gdzie wszyscy możemy w ciszy i skupieniu uczcić pamięć zmarłych pilotów" - mówi dyrektor. "Mirosławiec to właściwie lotnisko, wszystko tutaj kręci się wokół bazy wojskowej i wszyscy żyjemy jej życiem" - tłumaczy.
Ta tragedia wstrząsnęła całym miastem. "Wielu z tych, którzy zginęli, to nasi dobrzy znajomi. Uczniowie naszej szkoły są wstrząśnięci. Nie mogą dojść do siebie. Są wśród nich także dzieci zmarłych pilotów" - opowiada Andrzej Sudnikowicz.
Wczoraj Mirosławiec jakby zamarł w swoim cierpieniu. Przed pomnikiem upamiętniającym lotników mieszkańcy składali kwiaty i zapalali znicze. "To jedyne, co możemy zrobić w tej chwili, to zapalić znicz i pomyśleć o tych, którzy zginęli" - dodaje dyrektor szkoły.
p
Modlę się za rodziny lotników. By Bóg dał im siłę
Proboszcz parafii garnizonowej w Wałczu, ks. Zbigniew Kłusek, odwiedza rodziny ofiar. Stara się modlitwą i dobrym słowem pocieszyć zrozpaczone żony, rodziców żołnierzy i ich dzieci.
Proboszcz Kłusek jest również przy rodzinnie podpułkownika Dariusza Pawlaka, szefa sekcji techniki lotniczej w bazie lotniczej w Mirosławcu. Pułkownik Pawlak pozostawił żonę Annę i 6-letnią córeczkę Alę. Kapelan znał pułkownika.
"To był wspaniały, odważny człowiek. Zawsze otwarty i ciepły. Spotkaliśmy się kilka razy u starosty Wałcza, Bogdana Zdankiewicza. Pan pułkownik był szwagrem naszego starosty. Rozmawiałem dziś z jego rodziną. To dla niej najtrudniejsze chwile w życiu" - opowiada ksiądz Zbigniew Kłusek. Jak pomóc bliskim ofiar? Jak ukoić ten koszmarny ból? Przecież w tragedii zginęli tacy młodzi ludzie - pisze "Fakt".
"Rodziny potrzebują rozmowy. Trzeba przede wszystkim zrobić wszystko, by nie czuły się osamotnione" - wyjaśnia kapelan. "Z drugiej strony nie można im się zbyt mocno narzucać z pomocą. Bo wtedy można tylko pogłębić ich rozpacz. W takich chwilach potrzeba wielkiego taktu i wyczucia" - dodaje proboszcz. Ksiądz Kłusek ma duże doświadczenie w niesieniu pomocy rodzinom ofiar. W latach 80. już dwukrotnie wspierał osoby, które w katastrofach lotniczych straciły swoich bliskich.
"Kiedy rozmawiamy w cztery oczy, staram się kierować ich myśli ku Bogu. Skupiam się również na wsparciu psychologicznym" - tłumaczy kapelan. "W rozmowach z żonami często pojawia się bunt przeciwko Bogu. <Dlaczego właśnie mnie to spotkało?>, pytają wdowy. <Czemu mój mąż zginął?>”. Żeby pogodzić się z tą straszną prawdą, potrzeba czasu. Modlitwa w tych najtrudniejszych momentach bardzo pomaga. Modlę się za dusze zmarłych lotników i za ich zrozpaczone rodziny. By Bóg dał im siłę" - dodaje ksiądz.
Codzienie kupował u mnie gazetę
Pułkownik Jerzy Piłat każdego ranka zaglądał do kiosku Edwarda Kamińskiego. "Kupował u mnie gazety, dyskutowaliśmy o tym, co dzieje się na świecie. Zawsze znalazł też chwilę, by zapytać, co u mnie słychać" - wspomina kioskarz.
Edward Kamiński nie może uwierzyć, że już nigdy nie porozmawia z pułkownikiem Piłatem, który był dowódcą bazy lotniczej w Mirosławcu. "W naszym miasteczku był on kimś bardzo ważnym. Wiadomo, dowódca bazy lotniczej to brzmi dumnie. Ale pan pułkownik nigdy się nie wywyższał. Nigdy nie dał mi odczuć, że jest kimś lepszym, a ja tylko zwykłym kioskarzem...
Edward Kamiński wspomina pułkownika Piłata jako nie tylko wspaniałego człowieka, ale także wojskowego z krwi i kości. "Oddawał się swojej pracy i widać było, że jest to jego życiowa pasja" - tłumaczy. "Jego pasją było też bieganie. Odkąd pamiętam, codziennie po południu biegał. Nieważne, czy padał deszcz, śnieg, czy świeciło słońce" - dodaje.
"To jest człowiek, którego stratę bardzo dotkliwie się odczuwa. Bo zawsze miał dla każdego dobre słowo i uśmiech. Ogromnie mi przykro, że pan pułkownik od nas odszedł" - dodaje.
p
Zrobimy wszystko, by pomóc rodzinom ofiar
Dla burmistrza Świdwina Jana Owsiaka dramat w Mirosławcu to osobista tragedia. "Wszyscy zmarli tragicznie żołnierze byli moimi znajomymi" - tłumaczy burmistrz. "W tej potwornej katastrofie życie stracił mąż jednej z podległych mi pracownic. Przekazałem jej już kondolencje. Ale nie wiem, co jej powiem, gdy wróci do pracy? W obliczu takiej tragedii słowa znaczą niewiele" - dodaje burmistrz. "Ta wielka tragedia to również dramat naszego miasta. Straciliśmy najlepszych swoich obywateli. Świdwin to miejsce, z którego wywodzi się kwiat polskich pilotów. Nie do uwierzenia, że tylu wspaniałych ludzi odeszło w jednej katastrofie" - mówi smutno. Burmistrz Jan Owsiak zapowiedział już, że zrobi wszystko, by pomóc rodzinom zmarłych tragicznie pilotów. "Wkrótce zajmiemy się załatwianiem formalności dotyczących pogrzebów" - zapowiada burmistrz
p
Widziałem ich porozrywane ciała
Kiedy Henryk Basa, komendant Ochotniczej Straży Pożarnej z Mirosławca, został wezwany na miejsce tragedii, miał nadzieję, że uda się komuś pomóc.
"Pędziliśmy na łeb, na szyję, by ratować tych ludzi. Gdy jednak zajechaliśmy na miejsce wypadku, wiedziałem już, że tak potwornej tragedii nie miał prawa nikt przeżyć" - wspomina strażak. "Na miejscu byliśmy 35 minut po tym, jak runął samolot. To był makabryczny widok. Widziałem porozrywane ludzkie ciała i zmiażdżony kadłub potężnego samolotu. Ciała ofiar leżały gdzie popadło. W niektórych przypadkach nie można było odróżnić, czy to fragment zwłok, czy część kadłuba. Służę 22 lata w straży pożarnej i jeszcze nigdy czegoś tak potwornego nie widziałem. Nie było już szans na ratunek tych ludzi" - opowiada Henryk Basa. "Jedyne, co nam, strażakom, zostało, to pomodlić się za duszę tych wspaniałych ludzi".