Wojsko musi zidentyfikować wszystkie ciała. Dlatego specjaliści zbierają próbki DNA do badań. Żołnierze chcą w ten sposób zaoszczędzić rodzinom koszmaru rozpoznawania swoich bliskich.

Dopiero po zebraniu ciał do lasu pod Mirosławcem wkroczą eksperci lotnictwa i prokuratorzy. Trzeba będzie zebrać każdą śrubkę i fragment blachy samolotu. Pomogą w tym m.in. dźwigi, które pozwolą oczyścić teren z połamanych drzew. Jedyną częścią samolotu, która przetrwała w jednym kawałku, jest wbity w siemię statecznik - podaje RMF.

Reklama