I choć Lech Kaczyński nie kwestionuje samego pomysłu wysłania sześciolatków do szkół, ale zawarte w ustawie przepisy decentralizacyjne, to właśnie u niego wsparcia szukają rodzice. Co zatem zamierza PO? "Nie wierzę, że wszyscy rodzice są przeciw. Będziemy namawiać lewicę do poparcia ustawy" - próbuje uspokajać szef klubu PO Zbigniew Chlebowski. Przyznaje, że cena, jaką na razie proponuje SLD, jest nie do przyjęcia.

Reklama

>>>Przeczytaj, dlaczego MEN chce wysłać sześciolatki do szkoły

Chlebowski w ubiegłym tygodniu spotkał się z przewodniczącym klubu Sojuszu Wojciechem Olejniczakiem i Sławomirem Broniarzem, szefem ZNP, z którym lewica idzie ramię w ramię. Oferta Broniarza brzmi: poprzemy naukę sześciolatków, jeśli z ustawy zostaną wyrzucone zapisy, które przekazują część kompetencji z kuratoriów do samorządów. "Nie ma mowy o podziale reformy na części" - odpowiada Chlebowski. Broniarz w przyszły wtorek ma jednak gościć na prezydium klubu PO. Również w przyszłym tygodniu minister Katarzyna Hall ma spotkać się ze wszystkimi posłami Platformy. A wśród nich narasta obawa, że forsowanie reformy zakończy się powtórką z klapy ustawy medialnej, tyle że teraz będzie to bardziej bolesne politycznie. Bo tym razem zwykli ludzie mogą być po stronie prezydenta. "Przez tempo, jakie narzuca Hall, przegramy tę reformę. Może nie z polityką, ale na pewno z rodzicami. Pozwolimy prezydentowi na triumf" - prognozuje jeden z polityków PO.

>>>Dlaczego rodzice nie chcą posyłać sześciolatków do szkoły

Istotnie nie sama idea, lecz tempo, w jakim rząd chce pomysł wdrożyć, jest głównym problemem. Sześciolatki, których rodzice się zgodzą, mają pójść do szkół już w przyszłym roku. "Pierwsze roczniki sześciolatków trafią do szkół niedostosowanych do ich potrzeb, a co za tym idzie - niebezpiecznych" - alarmują rodzice na specjalnej stronie internetowej Ratujmy Maluchy. Nie tylko oni ostrzegają, że czasu jest za mało. "Takie klasy będą przeludnione, bo wiele szkół nie ma warunków do uruchomienia dodatkowych klas. Wróci nauka na dwie zmiany" - ostrzega Renata Szczepańska, wójt gminy Cisna. Agnieszka Orszulik, dyrektor Szkoły nr 14 w Warszawie, zwraca uwagę, że sześciolatki powinny mieć zapewnione kameralne warunki do wypoczynku i zabawy. "Tymczasem w takich szkołach jak nasza, do której chodzi ponad 800 uczniów, nie ma takiej możliwości" - podkreśla.

Kolejny problem to podręczniki. "Podstawy programowe wciąż nie są zatwierdzone. Wciąż nie ma wytycznych z MEN" - mówi Paweł Komisarczuk, szef Wydawnictwa Pedagogicznego. Wiceszef PO Jarosław Gowin twardo broni reformy. "Mamy sygnały, że małe wydawnictwa zdążą na czas z podręcznikami. Reformę bardzo pozytywnie oceniają samorządowcy. I nie ma obawy, że MEN nie zdąży na czas. Na przygotowanie szkół zabezpieczonych jest w najbliższym roku 150 mln zł" - argumentuje Gowin. I odpiera protesty rodziców. "Rozumiem ich obawy, ale niech oni też zrozumieją tych rodziców, którzy chcą, by ich dzieci poszły w wieku sześciu lat do szkół. A co z politycznymi rafami, które stoją przed reformą?" "Są sposoby, by ominąć weto prezydenta. Być może nie będzie trzeba się z nikim dogadywać" - mówi pewnie Gowin. Ucieka jednak przed pytaniami o konkrety. Czy chodzi o sięgnięcie do pozaustawowych narzędzi? "Nie będę tego komentował" - ucina wiceszef PO.