Państwo K. nigdy nie informowali sąsiadów, że wyjeżdżają. W ogóle nie utrzymywali z nimi kontaktów bardziej zażyłych niż codzienna wymiana "dzień dobry". Zazwyczaj z wakacji w Borach Tucholskich wracali do Bydgoszczy jesienią. Gdy nie pojawili się we wrześniu, zaniepokoiła się o nich jedna z sąsiadek. Nie odbierali poczty, nie otwierali kurierowi. Jednak wtedy sąsiadka pomyślała, że może pan Maciej oddał swoją żonę cierpiąca na chorobę Alzheimera do zakładu opieki.
W paździeniku kobieta zwierzyła się ze swoich niepokojów znajomemu policjantowi. Ten namówił ją, aby zadzwoniła na komórkę do państwa K. Telefon był wyłączony. Wtedy policjant postanowił sprawdzić, co się dzieje ze starszym małżeństwem.
Okazało się, że samochód małżonków stoi w garażu. Gdy troskliwa sąsiadka dowiedziała się o tym, nogi się pod nią ugięły. Już wiedziała, co mogą zastać policjanci w mieszkaniu starszych państwa.
Mundurowi znaleźli tam zwłoki obojga małżonków, w stanie daleko posuniętego rozkładu. Aż dziwne, że mieszkańców kamienicy nie zaalarmował wcześniej fetor. Według sąsiadów, na klatce czasami czuć było przykry zapach, ale winili za to chuliganów przesiadujących na schodach i pijących alkohol.
Wiadomo, że ciała przeleżały w mieszkaniu co najmniej kilka miesięcy. Były w tak złym stanie. Ze zwłok mężczyzny pozostał tylko szkielet. Na razie nie dało się ustalić przyczyny śmierci. Patolodzy potwierdzili tylko, że to Wanda i Maciej K.