Sześćdziesięcioletnie kobiety błyskawicznie uzależniają się od hazardu. Spędzają przy automatach całe dnie, a jeśli zaczyna im brakować pieniędzy, zaczynają oszukiwać i okradać swoich bliskich. "Wolą umrzeć, niż przyznać się do uzależnienia i zacząć się leczyć" - mówią psychoterapeuci.

Reklama

"Jeśli powiecie ojcu o graniu i moich długach, to się powieszę!" - oznajmiła ostatnio swoim dorosłym dzieciom 62-letnia emerytowana pracownica banku. Że z kobietą dzieje się coś złego, najpierw zorientowała się jej córka. Zaniepokoiło ją znikanie matki na wiele godzin, piętrzące się w domu sterty zdrapek i kuponów lotto.

Alarm włączył się jednak dopiero wtedy, gdy ktoś życzliwy doniósł, że widział mamę w miejscowym salonie gier. Do kobiety pojechał syn. Postanowił zablefować: "Mamo, wiem wszystko. O twoim graniu, o długach, o tym, co ludzie na mieście mówią" - ostrzegł. Kobieta wpadła w histerię, a jej wyznanie przerosło najgorsze podejrzenia dzieci. Okazało się, że aby mieć na automaty i totolotka, zaczęła wyłudzać z banków kredyty. Jako były bankowiec doskonale wiedziała, jak podrobić dokumenty. Synowi przyznała się do 150 tys. długu. "Jeśli przyznała się do 150 tys., to na pewno ma co najmniej dwa razy więcej" - mówi anonimowa hazardzistka z Warszawy.

W dużych miastach właściwie nie ma już dzielnicy, w której nie byłoby budy z jednorękimi bandytami. "Starsze panie przychodzą tu codziennie. Mam kilka stałych klientek" - przyznaje pracownica punktu na jednym z warszawskich osiedli. Kobiety przychodziły tu wcześniej z kuponami lotto. Kiedy stanęły automaty, z ciekawości zaczęły próbować. Jedna z nich to Maria, 65-letnia emerytowana nauczycielka. Elegancko ubrana, uczesana w zgrabny koczek. "To takie hobby" - mówi o swoim graniu. Po chwili wyjmuje z kieszeni plik stuzłotowych banknotów. "Kiedyś wrzucałam po 5 zł, ale teraz już gram na dużych stawkach, bo wtedy mogę więcej wygrać. Na razie to chyba wychodzę mniej więcej na zero, raz przegrywam, raz wygrywam. Rodzina nie wie. Po co mam się im tłumaczyć z mojego życia? W końcu to moje pieniądze i moje oszczędności" - ucina rozmowę. Pracownica punktu zdradza, że jedna z emerytek straciła ostatnio w kilka godzin blisko 3 tys. zł.

Lubomira Szawdyn, psychoterapeutka zajmująca się uzależnieniami, bije na alarm: "Dostępność automatów jest przerażająca. Nie ma dnia, żeby nie dzwonili do mnie zrozpaczeni synowie, córki, żony czy mężowie, którzy nagle odkrywają, że ich najbliższa osoba właśnie przepuściła wszystkie oszczędności" - mówi. Ostatnio po pomoc zgłosiła się załamana sześćdziesięciolatka z południa Polski. Kobieta, szlochając do słuchawki, powiedziała, że nie ma już nic i że straciła sens życia. Ostatnie pieniądze przegrała przed Bożym Narodzeniem. Wyszła kupić prezent na chrzciny wnuka. Po drodze do sklepu wstąpiła do punktu z automatami. W efekcie na Wigilię mieli z mężem w lodówce kilkanaście pierogów, a w portfelu ani złotówki. Mąż do tej pory nie wie, na co żona wydała wszystkie pieniądze.

Nie ma żadnych oficjalnych danych na temat Polaków uzależnionych od hazardu. "Wiedza na temat hazardu wciąż jest niewielka. Uzależnieni rzadko się zgłaszają sami, zwykle o pomoc proszą ich bliscy" - mówi terapeuta Tomasz Makowski. Specjaliści, do których trafiają hazardziści, przyznają, że choć kobiety są nadal mniejszością w rzeszy uzależnionych, to ich liczba ostatnio drastycznie wzrosła. Dziesięć lat temu do polskiej wspólnoty Anonimowych Hazardzistów zgłaszały się najwyżej dwie kobiety rocznie. "Teraz kilkadziesiąt" - mówi jedna z anonimowych hazardzistek.

p

Reklama

KATARZYNA ŚWIERCZYŃSKA: Czy starszej kobiecie przystoi ślęczeć godzinami przy jednorękim bandycie?

KINGA*: Nie ujęłabym tego w kategoriach: przystoi, nie przystoi. Ciągle jeszcze z hazardem kojarzy się nam tylko mężczyzna, zwykle również alkoholik. Powszechność automatów zaczyna powoli zmieniać to postrzeganie.

Pani nie gra od dziesięciu lat. Kiedyś kobiecie trudniej było wejść do salonu gier?

Oczywiście! Kiedy ja wchodziłam do salonu, czułam, że oczy wszystkich skupione są na mnie. Bałam się, że wezmą mnie za prostytutkę. Przemykałam chyłkiem, naciągałam na głowę kaptur i zaszywałam się przy automacie w jakimś kącie. Teraz punkty do gry są wszechobecne i widok kobiety siedzącej przy jednorękim bandycie powoli przestaje szokować. Mieszkam w jednej z warszawskich dzielnic i nagle w promieniu pół kilometra od mojego domu powstało osiem takich punktów!

Dlaczego emerytki, do tej pory wzorowe żony, matki i babcie, wpadają w szpony hazardu i przegrywają oszczędności całego życia?

Emerytura oznacza w jakimś sensie zmierzch kobiecości, to czas kiedy wiele kobiet zaczyna czuć się jak przedmiot. Od dzieci słyszą ciągle same prośby: mama zaopiekuje się dzisiaj Kasią? Czy Jacek może zjeść dziś u mamy obiad? A w amerykańskich filmach widzą uśmiechniętych staruszków świetnie bawiących się w salonach bingo. Zaczynają marzyć o wielkich pieniądzach. Grają w totolotka, zdrapki. Potem robiąc zakupy w osiedlowym warzywniaku, nagle odkrywają automaty. Hazard wyzwala w nich nowe emocje. Trzeba to jednak jasno określić – chore emocje. Tak bardzo w tym grzęzną, że jeśli zaczyna brakować im pieniędzy, zaczynają oszukiwać i kraść. Zrobią wszystko, aby zdobyć pieniądze na granie i żeby ukryć swój problem przed bliskimi.

Przecież jeśli przegrają ostatnie pieniądze, trudno to ukryć chociażby przed mężem?

O, proszę nie być naiwną. Mogę pani na poczekaniu wymyślić setki historii, które sprzedaje bliskim spłukana do zera hazardzistka. Może rozerwać kurtkę i odegrać przed mężem dramatyczną opowieść o tym, jak właśnie napadli ją zamaskowani mężczyźni z nożem, albo jak jakiś dzieciak wyrwał jej torebkę. Albo że po prostu zgubiła pieniądze, pożyczyła przyjaciółce, której ukochany wnuczek właśnie umiera na białaczkę. Chce pani jeszcze?

*Kinga (imię zmienione), hazardzistka, od dziesięciu lat niegrająca, teraz działa we wspólnocie Anonimowych Hazardzistów i pomaga innym uzależnionym