MAGDALENA JANCZEWSKA: Kiedy pierwszy raz partner podniósł na panią rękę?

KATARZYNA NOWACKA*: Po kilku latach związku. Mieliśmy malutkie dziecko i mieszkaliśmy już wtedy razem. Mój partner miał problemy z alkoholem i po jednej z eskapad wrócił do domu radosny, z pustym portfelem. Ja zaczęłam mu wyrzucać, że nie mam na pieluchy, że zostawił mnie samą z dzieckiem, że nie dawał znaku życia. A on po prostu ze mnie szydził. Wtedy to ja pierwsza popchnęłam go, bo byłam bardzo zła. On nie pozostał mi dłużny, zaczął mnie szarpać i dusić. Potem podobnych sytuacji było wiele. Najpierw zdarzały się sporadycznie, mniej więcej raz na miesiąc, a potem już co tydzień. Żyliśmy w ten sposób prawie pięć lat.

Reklama

>>> 800 tysięcy Polek ofiarami domowych katów

Dlaczego tak długo?

Bo cały czas wierzyłam, że on się zmieni. Chodził na spotkania AA, potrafił być naprawdę uroczy. Był inteligentnym i zabawnym facetem, miał dwa fakultety, a potem nagle coś przeskakiwało mu w głowie, zamieniał się w potwora i przestawał traktować mnie jak człowieka. Czterokrotnie w amoku mnie zgwałcił. Poza tym zabierał mi dokumenty, szantażował, zastraszał. Parokrotnie wprawdzie wywalałam go z domu, ale gdy się kajał, pozwałam mu wrócić. Wiem, że ktoś, kto nie doświadczył przemocy domowej, nie może tego zrozumieć.

Reklama

W końcu jednak rozstała się pani z partnerem. Co przelało czarę goryczy?

Gdy byłam w ciąży z drugim dzieckiem, kopnął mnie w brzuch. Pobiegłam do sąsiadki i zadzwoniłam na policję. Funkcjonariusze przyjechali bardzo szybko i wygonili mojego konkubenta z mieszkania. Postanowiłam wtedy pójść za ciosem i podać go do sądu. Wtedy jeszcze wierzyłam, że wymiar sprawiedliwości oznacza sprawiedliwość.

Reklama

Czemu zmieniła pani zdanie?

Bo pierwsza rozprawa odbyła się po pięciu latach od złożenia zawiadomienia. Wtedy sprawa uległa już przedawnieniu i policja zniszczyła notatkę z interwencji. Przesłuchiwał mnie aspirant, który kompletnie nie miał wyczucia i elementarnych umiejętności rozmowy z ofiarą przemocy. Do dziś pamiętam, jak zakwestionował jeden z opisywanych przeze mnie gwałtów, bo uznał, że skoro nie doszło do wytrysku, to nie można mówić o gwałcie. Nikt mi nie zaproponował żadnej pomocy psychologicznej. W końcu z braku dowodów mój partner został uniewinniony. Właśnie dlatego nie wierzę w polską sprawiedliwość. Ja i tak miałam dużo szczęścia, bo mój prześladowca dał mnie i dzieciom spokój. Ale to też oznacza, że ma teraz inną ofiarę.

*Katarzyna Nowacka ma 40 lat, pochodzi z Warszawy