Pan Maciej wtorkowych zakupów w Tesco na Bałutach nie będzie wspominał miło. "Dziennikowi Łódzkiemu" przedstawił swoje wersję wydarzeń. Miało być tak: kiedy odchodził od kasy, zapiszczały bramki. Od razu pojawili się ochroniarze. Oskarżyli go o kradzież i kazali mu opróżnić kieszenie. Pan Maciej odmówił. Wtedy wykręcono mu rękę, rzucono na ziemię i zaciągnięto na zaplecze.

Reklama

Wezwana policja przeszukała pana Macieja. Nic nie znalazła i ochroniarze puścili pechowego klienta. Ten od razu pojechał na oględziny do lekarza.

>>>Lublinianin wygrał z hipermarketem OBI

Jaka jest wersja Tesco? Według sieci winny był klient. "Używał niecenzuralnych słów, siłą próbował opuścić sklep. Był agresywny wobec ochroniarzy" - mówi "Dziennikowi Łódzkiemu" Michał Kubajek, rzecznik prasowy Tesco.

Kto mówi prawdę, rozstrzygnie sąd. Pan Maciej przygotowuje juz pozew cywilny. Zażąda 75 tysięcy złotych odszkodowania, które miałyby trafić do organizacji charytatwynych.

Czy ma szanse na wygraną? Według mecenasa Marcina Komorowskiego całkiem spore. Ale nie na takie pieniądze. Prawnicy oceniają, że może dostać około 20 tysięcy złotych. Za uszczerbek na zdrowiu pan Maciej otrzyma około 2 tysiące. Resztę dostaną organizacje charytatywne.