"Niech sobie telefonia stawia wieże gdzie chce, ale nie na zabytkowej świątyni" - denerwowuje się czytelniczka "Głosu Koszalińskiego. "To święte miejsce, takie nowoczesne urządzenia zupełnie tu nie pasują" - dodaje.

Co ją tak zbulwersowało? Na koszalińskiej katedrze pojawiły się nadajniki telefonii komórkowej. Czy to wypada, by wieży świątyni używać jako masztu telekomunikacyjnego?

Reklama

>>>Kup sobie komórkę od ojca Rydzyka

Proboszcz ks. Antoni Tofil nie chwali sobie takiego widoku. Ale nie zamierza go zmieniać. Powodem są oczywiście pieniądze. "Nie oszukujmy się, wpływy z tego tytułu są parafii bardzo potrzebne" - tłumaczy gazecie. "W centrum mamy bogate banki i ważne urzędy, ale wielu naszych parafian to ludzie starsi, ubodzy. A utrzymanie parafii z zabytkowymi obiektami wymaga sporych pieniędzy" - dodaje.

Jak się okazuje, to nie ks. Tofil zdecydował o umieszczeniu nadajników na wieży. Jest proboszczem parafii od roku, a nadajniki są w katedrze już od około... dziesięciu lat. Tylko że wcześniej były schowane we wnękach okiennych. Na wieżę trafiły przez remont.

Jeśli nawet proboszcz chciałby się ich pozbyć, to ma związane ręce. Tłumaczy "Głosowi Koszalińskiemu", że zostały zawarte odpowiednie umowy, a ich zerwanie byłoby trudne i kosztowne. Jak tylko skończy się remont, nadajniki zostaną ukryte. Pozostaną jednak w katedrze.