Najwyższa Izba Kontroli jest w szoku. Janina W. czuła się tak pewnie, że przez pięć lat rozdała sobie i zaufanym osobom aż 9 mln zł! Takiej afery na Śląsku jeszcze nie było.
Jak działała oszustka? Zlecała matce i swoim znajomym różne prace. I hojnie za nie wynagradzała. Jej sekretarka zarabiała tyle, co dyrektor banku. A swojej matce staruszce za jedno zlecenie płaciła... 25 tysięcy! Tyle, że "tłumaczka" nie zna żadnego języka obcego i nigdy żadnych tłumaczeń nie robiła.
Janina W. była hojna również dla siebie. W ciągu dwóch lat wypłaciła sobie prawie 3 mln zł. Kontrola NIK pokazała, że dama uwielbiała podróże służbowe. Jedna z nich trwała trzy miesiące! A rachunki za zagraniczne połączenia ze służbowej komórki sięgały kilku tysięcy złotych...
"To były ewidentne łapówki. Wszyscy ci, co brali, siedzieli cicho. Średnia pensja wynosi u nas od 1 do 2 tys. zł" - mówi wieloletni pracownik instytutu. Jak pisze "Dziennik Zachodni", oszustką już zajmuje się prokuratura, a dokumenty instytutu pilnie przeglądają policjanci z wydziału antykorupcyjnego.
Starsza pani, która nie zna języków obcych, zarobiła na tłumaczeniach blisko 2 miliony złotych! Niemożliwe? A jednak! Wszystko za sprawą jej przedsiębiorczej córeczki, wicedyrektorki Instytutu Medycyny Pracy w Sosnowcu. Choć w zakładzie brakowało na leki i sprzęt, Janina W. szastała pieniędzmi na lewo i prawo. Nie omieszkała finansowo wspomóc swojej mamy!
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama