Tak wbrew swej woli leciał przez cztery godziny, w dodatku na wysokości 2,5 tysiąca metrów nad ziemią! I przerażony modlił się, żeby już wylądować. Wreszcie wiatr ustał i mieszkaniec Olsztyna znalazł się w środku rosyjskiego miasta. Biedak musiał łapać autostop, żeby dostać się do polskiej ambasady. Tu dostał tymczasowy paszport i kieszonkowe. Dzięki temu mógł spokojnie wrócić autobusem do Olsztyna.
Ale chociaż wszystko dobrze się skończyło, niefortunnym paralotniarzem zainteresowała się straż graniczna. Został ukarany za nielegalne przekroczenie granicy. Musi zapłacić 500 zł grzywny.