To szok dla całej rodziny. Mąż aktorki, Witold Kirstein, z którym rozmawialiśmy, z trudem powstrzymywał łkanie. Musiał patrzeć, jak jego ukochana żona umierała w męczarniach w jego ramionach. Robił wszystko, by ją uratować. Ale najdroższa kobieta, z którą spędził ponad dwadzieścia szczęśliwych lat, odeszła na zawsze. A męża aktorki czekała jeszcze rozmowa z córką – Matylda do wczoraj nie wiedziała, że jej mama nie żyje...

Reklama

Zabójczy jad
Dramat rozegrał się w upalne, niedzielne popołudnie. Aktorka z rodziną była w Arciechowie nad Zalewem Zegrzyńskim, na działce należącej do jej rodziców. Z mieszkania na warszawskiej Ochocie Ewa razem z mężem wyjechała w sobotę. Nie wiedziała, że już tam nie wróci...

"Widziałam jak w sobotę wyjeżdżali razem, a następnego dnia wieczorem wrócił tylko on sam" – wspomina sąsiadka, Elżbieta Górka. "Potem widziałam, jak do mieszkania biegła ich gosposia. Nie mogę uwierzyć, że ona nie żyje" – płacze.

Tragedia rozegrała się w ciągu dwóch godzin. Ewa została ukąszona przez osę około 16.30, gdy siedziała z rodziną w ogrodzie. Dzień był upalny, więc Ewa, jej ojciec, mama – znana reżyser, Barbara Sałacka – i mąż jedli w ogrodzie obiad. Ewa podniosła do ust butelkę z sokiem. Nie zauważyła, że skuszona słodyczą osa wpadła do środka.

Reklama

"Ewa piła sok i rozmawiała" – rozpacza matka tragicznie zmarłej aktorki. "I wtedy osa ukąsiła ją w wargę."

Reakcja organizmu była potworna. Momentalnie pojawiła się opuchlizna. Aktorka zaczęła się dusić, a toksyczny jad wdzierał się do jej organizmu. Jak się okazało, Ewa Sałacka była na jad mocno uczulona.

Błyskawiczna pomoc

Przerażona rodzina zadzwoniła po pogotowie. Jej mąż, stomatolog-anestezjolog, starał się ratować Ewę. Proacute;bowałem ją reanimować. Zrobiłem jej oddychanie usta-usta. Robiłem masaż serca – wspomina roztrzęsiony.

Reklama

Ale z Ewą było coraz gorzej. Nie mogła oddychać, a serce przestawało pracować. Na pomoc umierającej rzuciła się sąsiadka z działki obok, także lekarz.

"Ona jest szefem anestezjologów w szpitalu na Karowej" – łka mama aktorki.

"Oboje z Witkiem ją ratowali, zakładali kroplówki. Wszystkimi siłami próbowali pomóc Ewie. Jak ona cierpiała!" – płacze kobieta. "Zrobili jej zastrzyki, które miały powstrzymać reakcję uczuleniową. Ale Ewa słabła z każdą chwilą" – opowiada.

Kirstein zabrał żonę z działki własnym samochodem i ruszył w kierunku szpitala. Na środku pobliskiego mostu natknął się na karetkę. Lekarze zabrali aktorkę. Wtedy mąż po raz ostatni widział ją żywą.

Jej serce przestało bić
Kiedy sanitariusze wnosili aktorkę do karetki, Ewa Sałacka była jeszcze przytomna. Zmarła chwilę potem, w drodze do szpitala. "Zabrali ją, już w karetce intubowali, próbowali przywrócić akcję serca. Jechałem za nimi samochodem. Kiedy dojechałem do szpitala, trwała reanimacja. Ale było już za późno" – mówi ze ściśniętym gardłem Witold Kirstein.

Karetka z Ewą dotarła do szpitala w Wołominie o 18.20. Tę godzinę wpisano w lekarskiej dokumentacji. Ale lekarze mogli już tylko stwierdzić zgon.
"Zgony w następstwie ugryzień osy są bardzo rzadkie" – mówi "Faktowi" Robert Biegański, wicedyrektor szpitala w Wołominie. "Po ukąszeniu nastąpiła reakcja anafilaktyczna. Powodem zgonu było zatrzymanie akcji serca i obrzęk mózgu" – tłumaczy. Ciało aktorki niemal od razu po przywiezieniu trafiło do szpitalnej kostnicy.

Córka nic nie wiedziała
Wieczorem mąż aktorki sam wrócił do pustego mieszkania na warszawskiej Ochocie, w którym mieszkali razem z córką Matyldą. W momencie
śmierci mamy Matylda była na Mazurach. Do wczoraj o niczym nie wiedziała. "Boże, będę musiał do niej pojechać i jej to powiedzieć" – Witold Kirstein zaczyna płakać.

Wczoraj po południu do mieszkania mąż i jego syn z poprzedniego związku, Mateusz, przywieźli do mieszkania na Ochocie pogrążoną w bólu matkę aktorki, Barbarę Sałacką.

"Witas zupełnie nie jest sobą" – powiedział "Faktowi" zaraz po wyjściu od zrozpaczonej rodziny pan Wojciech, sąsiad i przyjaciel rodziny. "To silny człowiek, ale ta tragedia zupełnie go załamała. Mama Ewy jakoś się trzymała, ale kiedy przytuliłem ją na schodach, zaczęła szlochać" – mówi łamiącym się głosem.

Mąż Ewy już na zawsze będzie miał przed oczami przerażony wzrok konającej, jakim patrzyła na niego po raz ostatni niknąc we wnętrzu karetki. A jej mama nigdy nie przeboleje straty tej najdroższej na świecie osoby. "Była wspaniałą córką, byłam z nią tak blisko, tak blisko, przez całe życie" – płacze. "Nie mogę sobie wyobrazić, że już jej nie ma..." – szlocha.