Wszystko wydarzyło się w błyskawicznym tempie. Po rozgrywkach piłkarskich w Białymstoku dwóch policjantów po cywilnemu, zajmujących się zwalczaniem przestępczości gospodarczej, przy wyjeździe ze stadionu zatrzymało busa. Chcieli sprawdzić, czy w środku nie ma rzeczy z zastrzeżonym logo białostockiego klubu. Na meczach bowiem kwitnie nielegalny handel szalikami i klubowymi gadżetami.

Reklama

Nagle z części bagażowej samochodu wyskoczyła kobieta i rzuciła się do ucieczki. Jeden z policjantów ruszył za nią krzycząc "Stój, policja!". Po kilkunastu metrach zatrzymał kobietę, a ta zaczęła się szarpać i darła się w wniebogłosy, że ktoś ją bije. Szybko podbiegli do nich kibice wracający z meczu. Jeden z nich z rozpędu uderzył funkcjonariusza pięścią w twarz, drugiemu bandyci wyrwali dokumenty kontrolowanego pojazdu oraz legitymację służbową. Kibice uciekli, a kierowca busa z piskiem opon odjechał sprzed stadionu.

Świadkowie zdarzenia bronią kibiców i przekonują, że nie mieli oni pojęcia, że rzucają się na policjantów. Twierdzą, że policjanci się nie wylegitymowali, a ponieważ byli ubrani po cywilnemu - wszystko wyglądało jak chuligański napad na samochód i kobietę. Policja zaprzecza temu.