Najpierw były Katowice. Tuż przed 15 ktoś zadzwonił na dworzec. Chwilę później stacja zapełniła się pirotechnikami. Przeszukano każdy kąt i kosz na śmieci. Policjanci nic nie znaleźli. Anonim okazał się głupim żartem, który na wiele minut zablokował największy śląski dworzec.
Dwie godziny później podobna informacja zelektryzowała Warszawę. Ktoś powiedział, że w pociągu Intercity do Gliwic jest bomba. I znów ten sam scenariusz. Przyjechali saperzy ze sprzętem i psami tropiącymi. Przeszukali każdy kąt, wagon, bagaż. Nic nie znaleźli.
Także w Raciborzu ewakuowano dworzec kolejowy, sprawdzono też dworzec PKS. Jak podejrzewa policja, wszystkie alarmy wywołała ta sama grupa osób.
Idioci bez wyobraźni - tylko tak można nazwać "dowcipnisi", którzy postawili dziś na nogi policję w Katowicach i Warszawie. Nie zastanawiają się nad tym, co by się stało, gdyby w tym samym czasie ktoś naprawdę podłożył bomb. Ponadto, taka akcja policji to dla niej potworne koszty. Nie mówiąc już o tym, że wstrzymanie ruchu na dworcu również może zakończyć się tragedią. Bo być może punktualne przybycie pociągu Intercity do Gliwic było dla kogoś sprawą życia i śmierci.