"Saperzy zabrali podejrzane pakunki na poligon. Próbna detonacja jednego z nich nie spowodowała eksplozji domniemanego materiału wybuchowego, tak więc nasi eksperci dokładnie badają następne paczki" - mówi dziennikowi.pl. starszy aspirant Wojciech Wybraniec z wrocławskiej policji. Dlatego dopiero jutro będzie wiadomo, czy to była próba zniszczenia mostu, czy perfekcyjnie zaplanowany kretyński dowcip.

Reklama

Na szczęście Wrocław już wychodzi z szoku po porannej blokadzie jednego z głównych mostów. Gdy po godz. 11 saperzy zabrali paczki i pojechali na poligon, policja wpuściła samochody i tramwaje na most. Ludzie wreszcie mogli dotrzeć na drugą stronę Odry. Korki oczywiście od razu nie zniknęły i jeszcze przez parę godzin auta i tramwaje wolno pełzły przez most.

Wszystko zaczęło się po godz. 9 rano, gdy przechodzień zawiadomił policję o trzech podejrzanych paczkach na moście. Wystawały z nich dziwne kable. Mundurowi natychmiast zamknęli przeprawę dla ludzi. Policyjni pirotechnicy, gdy prześwietlili paczki, znaleźli w nich jakieś kable, walec i coś, co wyglądało jak detonator. Dlatego czym prędzej wywieźli pudełka na poligon.