"Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła" - mówi staropolskie przysłowie. Aby tradycji stało się zadość, trzeba zjeść dziś co najmniej jednego pączka. Ale nie żadnego amerykańskiego z dziurką, nie niemieckiego - wysuszonego krewniaka, ale polskiego, rumianego, smażonego w głębokim tłuszczu i pełnego marmolady.

Pączki wyparły z rynku nie tylko nowomodne amerykańskie donuty. W tłusty czwartek są niekwestionowanym królem wśród słodkości, także tych rodzimych. W Wadowicach nikt tego dnia nie kupuje kremówek, a w Poznaniu nawet nie pomyśli o rogalach świętomarcińskich. "Kolejki po pączki ustawiały się już wczoraj. Mamy pełne ręce roboty i ani chwili odpoczynku, zwłaszcza że teraz mamy aż kilkanaście ich rodzajów, a nie tak jak kiedyś, tylko z powidłami albo z marmoladą" - zachwyca się Stanisław Budka, szef Wielkopolskiego Cechu Piekarzy i Cukierników.

Po złocisty delikates sięgają dosłownie wszyscy. Nawet ci, którzy zazwyczaj z dbałości o linię katują się dietami i forsownymi ćwiczeniami. Zdaniem Ewy Wachowicz, Miss Polonii ’92, nieważne, czy ktoś jest aktorem, modelką, czy sportowcem - tradycji musi stać się zadość, bo jak nie zjemy pączka, to czeka nas niepowodzenie. Dlatego była miss całkiem solidnie pomaga swojemu szczęściu. "Mój ubiegłoroczny rekord to 12 zjedzonych pączków. Ale jutro mam trening do <Tańca z gwiazdami> i prawdopodobnie pozwolę sobie na więcej" - zapowiada ze śmiechem.

To jednak i tak nic w porównaniu z rekordem życiowym Adama Koryckiego. W zeszłym roku ten handlowiec z Gdańska zjadł bowiem w ciągu doby aż 30 złocistych kulek. Bo prawdziwy chłop, zdaniem Piotra Sochora, górnika i ratownika medycznego z Katowic, jest po prostu łasy na słodkości. "Najlepsze są kreple (tak nazywają pączki Ślązacy) smażone przez moją żonę" - zachwala. Także w domu Aleksandry Liss z Krakowa w każdy tłusty czwartek zapach smażonych pączków roznosi się już od rana. "W ten dzień nigdy nie kupuję pączków w sklepie ani cukierni, tylko sama je smażę. Czasem nawet aż setkę, bo przyjeżdżają wnuki" - opowiada.

Najbardziej za naszymi pączkami zatęsknią dziś Polacy za granicą. "Nigdzie nie jadłem tak dobrych. Są pulchne, mięciutkie, z obrączką. W każdym nadzienia jest w sam raz, nie za mało i nie tyle, żeby wyciekało bokami, wszystko oblane lukrem" - rozmarza się Włodzimierz Dobrzański, który od ponad 10 lat mieszka w Wiedniu. Dlatego kiedy wraca w rodzinne strony, nie może się już doczekać wizyty w ulubionej cukierni.