Sanepid musi dmuchać na zimne, bo nie wiadomo, czy DJ nie zaraził kogoś w ten sposób bakteriami, które wywołują sepsę. Inspektorzy, którzy sporządzili listę zagrożonych imprezowiczów, złapali się za głowę.

"Po relacjach świadków okazało się, że w niebezpieczeństwie jest aż 156 osób. Wszyscy bawili się na dyskotece w lokalu <Dragon> w Czarnym Dunajcu, którą prowadził zmarły. Co gorsza, pili z nim alkohol z jednego kieliszka" - wyjaśnia w rozmowie z dziennikiem.pl Leszek Olszewski w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie.

Skąd pomysł, żeby 156 imprezowiczów piło alkohol z jednego kieliszka? "To znany zwyczaj góralski - jeden kieliszek jest przekazywany z rąk do rąk. Nikt nie przypuszczał, że w ten sposób naraża się na śmiertelne niebezpieczeństwo" - tłumaczy Olszewski.

Na szczęście u żadnej z osób na razie nie pojawiły się objawy śmiertelnego zakażenia organizmu, zwanego sepsą. Zarazki zaatakowały tylko 26-letniego DJ-a Teddy, który w ciężkim stanie trafił w sobotę do szpitala w Krakowie. Lekarzom nie dało się go uratować. Zmarł w niedzielę rano.

Sepsa zaatakowała też na Opolszczyźnie. W szpitalu leży dwóch młodych mężczyzn z Wołczyna. Ich stan jest ciężki. Przyczyną zakażenia są bakterie wywołujące chorobę, czyli meningokoki.