Policja szukała zbiega - podejrzanego o podpalenie poprawczaka w Sadowicach na Dolnym Śląsku - ponad miesiąc. Paweł M. uciekł on wraz ze swoim kompanem ze szpitala, gdzie obaj trafili po pożarze ośrodka. W poprawczaku siedział za kradzieże i pobicia.

Kiedy policjanci zapukali do drzwi domu rodzinnego 19-latka w Głubczycach na Opolszczyźnie, rodzice chłopaka najpierw udawali, że nikogo nie ma w domu.

Zmienili zdanie dopiero, gdy mundurowi zagrozili, że wyważą drzwi. Rodzice wpuścili policjantów do środka, jednak twierdzili, że syna w domu nie ma. Policjanci jednak nie dali za wygraną. Zaczęli przeszukiwać wszystkie pokoje, zagładali do szaf i szafek. I w końcu znaleźli. 19-latek schował się we włączonej lodówce.

"Rodzice wyjęli z lodówki półki i wcisnęli syna do środka. Lodówkę zostawili włączoną, żeby zmylić policjantów" - wyjaśnia dziennikowi.pl Marzena Grzegorczyk z opolskiej policji.

Mundurowi nie kryli zdumienia, gdy zobaczyli zmarzniętego uciekiniera. Jak się okazało, Paweł M. wcisnął się tam, gdy policjanci zastukali do drzwi.

Teraz chłopak usłyszy zarzut podpalenia ośrodka, a jego rodzice odpowiedzą za to, że pomagali mu się ukrywać. Jego kompan - Patryk S. - który uciekł z nim ze szpitala, trafił w ręce policji w kwietniu.