Dwadzieścia jaskiń - tyle w pocie czoła i stresie przeczesali już ratownicy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. W jednej grupie jest ich piętnastu. Są ochotnikami, więc - by szukać młodych ludzi - musieli wziąć wolne w pracy. Wymieniają się, gdy są już zbyt zmęczeni, by dalej czołgać się po jaskiniach. A szukają bez względu na porę - i dniem, i nocą.
Wszystko to po telefonie przerażonego ojca 18-letniej Adelajdy. To on zaalarmował, że jego córka i towarzyszący jej chłopak od soboty nie dali znaku życia. Jeszcze w piątek wyglądało to normalnie: długi weekend, dwoje młodych ludzi na wycieczce. Adelajda wysłała tacie SMS-a, że są w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, w okolicach Jerzmanowic koło Ojcowa - i tam będą zwiedzać groty. A potem niespodziewanie cisza i panika: może wpadli do jaskini i tam utknęli?
Dziś zdjęcia Adelajdy ukazały się na stronie internetowej śląskiej policji. Ładna, uśmiechnięta dziewczyna. Zdjęć już nie ma, bo do towarzyszącego jej chłopaka w końcu dodzwonił się brat. Usłyszał, że nic się nie stało i że oboje wiedzą o akcji GOPR, ale nie chcą, żeby ktokolwiek ich szukał. I tyle. Teraz telefony młodych ludzi znów milczą, więc wciąż nie wiadomo, gdzie są i co robią.
"Ta informacja brzmi dosyć radośnie, ale ponieważ nie jest potwierdzona, musimy kontynuować akcję" - tłumaczy naczelnik Grupy Jurajskiej GOPR, Piotr Van der Coghen. Jak mówi dziennikowi.pl, w akcji uczestniczą ratownicy GOPR, jest też specjalna grupa wypadkowa ze specjalistycznym sprzętem jaskiniowym.
Dziewczyny i chłopaka szuka również policja. Mundurowi apelują do nich: odezwijcie się do rodzin lub zgłoście do najbliższego komisariatu, inaczej ratownicy nadal będą przeszukiwać jaskinie. A tych w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej są setki! O chłopaku, z którym jest Adelajda, niewiele wiadomo. Jego rodzina nie zgłosiła zaginięcia, bo - jak ujawnia policja - chłopak już wcześniej znikał na kilka dni i, tak jak teraz, nie dawał znaku życia.